Z rana miałam zabiegany dzień. To coś znaleźć, to coś komuś przekazać i ani chwili dla siebie. Biegłam tak po całej watasze, jak kot z pęcherzem i załatwiałam wszystkie te sprawy. Daję słowo, w końcu nabawię się bąbli na łapach.
Około godziny dwunastej, jeśli wierzyć słońcu, miałam dostarczyć Azazelowi raport o przepływie strumienia w jego górnej fazie, gdy wpadłam na czarną waderę.
- Auć! - pisnęła dość cicho. Musiałam zahaczyć o nią skrzydłem.
- Wybacz - rzekłam od razu, sprawdzając, czy nic jej się nie stało. - Nie zauważyłam cię. Cały czas biegam po lesie, bez opamiętania i nawet nie patrzę na co wpadam.
- Więc podpowiem ci, że wpadłaś na mnie - odparła niezbyt zadowolona wadera.
- Tak, już teraz to wiem... Jestem Annayia, chyba się jeszcze nie znamy.
- Amy. Miło poznać... w miarę. Dokąd tak pędzisz?
- Do Alphy. Mam mu powiedzieć jak płynie strumień leśny.
- To takie ważne?
- W sumie... nie aż tak, żeby na kogoś wpadać. - Znów się zawstydziłam.
<Amy?>