Nadal lekko otępiały zwróciłem uwagę na Glassa, który lekko trącał mnie łapą. Gdy zaproponował, byśmy poszli za tym zapachem, baz wahania zgodziłem się. To coś... ten zapach... coś co wydzielało ten zapach, musiało być piękne, cudowne, słodkie, niebywale wspaniałe i... brakło mi określeń na ten cud.
Pobiegliśmy wilczym kłusem za wonią, nie oglądając się nawet w bok. Ważny był zapach. Musiałem się dowiedzieć, do czego mnie zaprowadzi.
Nie mam pojęcia ile przeszliśmy, ale w końcu wkroczyliśmy do nieznanego mi miejsca. Tu trawa była zieleńsza, niż w innych miejscach, drzewa rosły tu wyłącznie liściaste, owocowe i te, z których wyrastają kolorowe kwiaty. To wyglądało jak raj. Wszystko to pachniało cudnie, ale to nadal nie było to. Ta cudna woń przebijała się z niezwykłą siłą przez inne zapachy i pierwsza dobijała się do naszych nosów.
- To jest dalej - powiedziałem, bardziej do siebie, niż do Glassa, i pobiegłem dalej za wonią.
Przez chwilę odezwał się w mojej głowie zdrowy rozsądek, wołający słabo: "Hej, coś tu nie gra, zawróć w tej chwili! To musi być pułapka!", jednak nie słuchałem go. Tak piękny zapach nie może być groźny...
Glass dogonił mnie i biegł niby ze mną, ale mógłbym się założyć, że podobnie jak ja, nie bardzo zawracał sobie głowę towarzyszącą mu osobą.
Nagle w moim nosie zaszły niespodziewane zmiany. Piękny zapach zaczął znikać.
Glass?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz