Obudziłem się jak zawsze w mojej małej jaskini. Myśliwi z rana poszli na polowanie. Nie miałem co robić więc poszedłem na spacer. Przemierzyłem wschodnie tereny lasu, przebrnąłem przez rzekę, pohasałem po polach; zwiedzałem okolice. Spacer był taki przyjemny ,że nie zauważyłem , jak opuszczam teren watahy . Pogoda była ładna wysoko na niebie pływały wielkie kłębiaste chmury, białe niczym śnieg... w kwietniu. Nad moją głową latały jaskółki świergoląc nieprzerwanie. Nagle usłyszałem obce wycie. Chciałem dowiedzieć się skąd ono dochodzi więc pobiegłem za dźwiękiem. Znalazłem się w obcym lesie, z pewnością nie należącym do mojej watahy. Zmęczonym biegiem chciałem przysiąść, ale nagle z pobliskich krzaków wyskoczył obcy mi wilk.
Jeżył się, szczerzył zęby i warczał na mnie groźnie. Skoczył w moją stronę. Przygwoździł mnie łapami do ziemi. Natychmiast odepchnąłem go od siebie i przystąpiłem do ataku. Wilk złapał mnie za kark i pociągnął zębami za moją skórę. Poczułem silny ból. Użyłem mocy i stałem się niewidzialny. Zaskoczony wilk puścił mnie i zaczął się rozglądać. Skoczyłem na niską gałąź drzewa, gdy nagle do wilka dołączyła cała wataha. Piętnaście wrogich wilków powiadomione, że w okolicy znajduje się intruz, to znaczy ja, były mocno zdenerwowane. Przemieniłem się w kruka i odleciałem stąd jak najdalej. Nie wiem ile czasu zajęło mi dotarcie do watahy, ale wiem, że gdy tylko znalazłem się pod moją jaskinią, zrzuciłem kamuflaż, wskoczyłem do niej i niemal natychmiast zapadłem w sen.
"Zwiedzałem muzeum..." xD
OdpowiedzUsuńHaha, no oczywiście ;D
Usuń~Marilyn