Melisa nie pojawiła się do wieczora. Trochę mnie to zaniepokoiło, ale uznałem, że musi po prostu trochę pobyć sama. Wszedłem więc do swojej jaskini i ułożyłem się do snu. Latica zajmie się sprawami watahy. Zasnąłem.
Śniły mi się latające kamienie.
Proszę nie wnikać.
Następnego dnia udałem się nad strumień. Ostatnio robię to dość często, co poradzić. Napiłem się, po czym położyłem na brzuchu i obserwowałem przepływające obok mnie liście, które zabrała woda.
Po chwili na drugim brzegu zobaczyłem Melisę. Marnie wyglądała. Podniosłem się.
- Melisa?
Nie odpowiedziała. No tak, ma się nie odzywać.
Przeszedłem strumień, nie zwracając uwagi na ostre, śliskie kamienie, które wbijały mi się w łapy. Wyszedłem na drugim brzegu i spojrzałem ze współczuciem na waderę.
- Marnie wyglądasz - powiedziałem cicho. - Może chciałabyś pójść na spacer? Na poprawę nastroju.
(Melisa?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz