Czułam uwierający ból. Coś zaciekle rozdzierało mi skórę na łopatce i
brzuchu, choć sama starałam się uwolnić od paraliżującego zmęczenia. Nie
świadoma zostawianiem krwawych śladów na leśnej ściółce, usłyszałam za
sobą znajome kroki. Przygryzłam wargę, robiąc gwałtowny obrót w tył.
Azazel. Jestem na niego skazana. Wilk zbliżał się do mnie powoli i
nieubłaganie. Nie miałam ochoty na bezsensowną ucieczkę, czy zabawę w
chowanego; powiem co mam powiedzieć, miejmy nadzieję, puści mnie samą i
da sobie spokój. Alfa podszedł na tyle, by mógł mnie rozpoznać i z
kamienną twarzą, bez słowa usiadł na ziemi.
- Co? – syknęłam jadowicie. W co on gra? Do czego mnie prowokuje?
Zaschnięta krew przylegająca do mojego ciała, być może nie wyglądała
cholernie pięknie, ale rany powoli przestawały piec. Zaczerpnęłam kilka
głębokich oddechów leśnego powietrza, uspakajając spojrzenie.
{Azazel? Mimo, iż zgłaszałam nieobecność (nie ma mnie na liście, dziwne)
napisałam opowiadanie. Niestety jest krótkie, ponieważ pisane mobilnie}
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz