Szliśmy w ciszy. Chyba oboje nie umieliśmy nawiązać żadnego tematu. Melisa była dodatkowo mocno czymś przybita.
Szliśmy długo. Nawet bardzo. A ja, głupi, nie pomyślałem, że ona może nie być tak wytrzymała jak ja. Moje przypuszczenie potwierdziło się, gdy zobaczyłem krew na jej łapach.
- Melisa! - krzyknąłem.
- Co? - zapytała.
- Usiądź - rozkazałem. Samica wykonała rozkaz. Złapałem jej łapy i obejrzałem je.- Czego nie mówiłaś, że krwawisz?! Myślisz, że ja wszystko zauważę? Czy może specjalnie nie powiedziałaś? Ych...! - warknąłem.
Melisa była mocno przestraszona. Nie, nie chciałem, żeby to tak wyszło.
- Melisa... Wybacz. Trochę się zestresowałem tym wszystkim. Nie chciałem krzyczeć. Po prostu...czemu mi nie powiedziałaś, że już nie możesz iść?
"Czy ja się o nią martwię? Martwię się o wszystkie wilki... Bo to w końcu wilki z mojej watahy..."
<Melisa?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz