Wstałam z grymasem na pysku i otrzepałam się z trawy. Nie zwracając
szczególnej uwagi na Azazel’a, starałam się uspokoić szybko pulsujące
serce po wyczerpującym biegu. Basior siedział cierpliwie, przyglądając
mi się z uwagą i zapewne czekając na moją odpowiedź. Naprężyłam łapy,
prostując się.
- Na co tu jeszcze siedzisz? – warknęłam z irytacją, kładąc moje
długaśne uszy i mimowolnie mrużąc przy tym oczy. Naprawdę jego
towarzystwo to była w tym momencie ostatnia rzecz na jaką miałam ochotę.
Westchnęłam i również posadziłam cztery litery na ziemi.
- Nie mogę, chciałbym usłyszeć…
- Czego nie możesz? – przerwałam mu. Musiałam się wysilać, żeby zachować
spokój. Byłam zmęczona poprzednim incydentem. – Spacer w stronę jaskiń
chyba nie jest żadną filozofią. Idziesz, tylko w odwrotnym kierunku.
Tyle to chyba możesz zrobić?
- Jak chcesz – wzruszył ramionami z nieodgadnioną miną, widocznie się
poddając. – Mogę cię odprowadzić – wyszczerzył się w złośliwym uśmiechu.
Przecież tutaj nie zostanę, od dobrej godziny marzył mi się spokojny kąt
mojej jaskini i obiad. Tak, obiad. Najlepiej świeże mięso łani lub
zajęcy. Lecz zaspokojeniem głodu będę musiała zająć się po odpowiednim
odpoczynku. Ruszyłam przodem, z opuszczoną głową wpatrując się w swoje
przednie łapy. Azazel szybko mnie dogonił. Na szczęście nie był namolny.
Kilka razy próbował o coś zagadnąć, ale udawało mi się to ignorować. W
końcu skapitulował.
~
Dotarłszy przed moją jaskinię, bez zastanowienia wkroczyłam do środka i
rzuciłam się na wymoszczone miękkim mchem posłanie. Nie interesowało
mnie czy wilk został na zewnątrz, czy już gdzieś poszedł. Natychmiastowo
przymknęłam powieki i wzdychając błogo, udałam się w objęcia Morfeusza.
Azazel, dokończysz?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz