Po tym, jak zaniosłem Melisę do zielarki, udałem się na miejsce, gdzie walczyłem z obcymi wilkami. Wywąchałem ich zapach i ruszyłem tym tropem. Jeśli tu zapuszczają się outsiderzy, to najprawdopodobniej w pobliżu jest całe stado.
Trop był widoczny, wilki nie kwapiły się, żeby zacierać za sobą ślady. No i wszędzie widać było ich krew.
Przebiegłem pół lasu, aż znalazłem się na południowych obrzeżach, gdzie nie było już czuć naszej watahy. Wszedłem na obce tereny. Jak mogłem się spodziewać, po chwili zostałem odkryty przez straże.
Cztery wilki stanęły przede mną murem i obnażyły kły. Spojrzałem na nie lekceważąco i uświadomiłem im, że jestem od nich wyżej rangą i nie dam się zastraszać. Ale to chyba nie podziałało dobrze na ich stosunek wobec mnie.
Podszedł do nich wilk, z którym walczyłem. Ten, który zaatakował jako drugi. Szepnął coś do ucha pozostałym wilkom, a te schowały zęby.
Przewróciłem oczami i zawróciłem do watahy. Nie uda mi się z nimi porozumieć. Musiałbym pogadać z ich alfą, ale oni raczej nie byli chętni mi tego umożliwić.
(...)
- Azazel co się wcześniej stało?
Westchnąłem cicho. Jak ja nie lubię opowiadać różnych historii. Jednak udało mi się przełamać i opowiedziałem Melisie, co się stało.
-...To z grubsza tyle - zakończyłem beznamiętnym tonem.
<Melisa?>
Azazel opisał spotkanie z innym stadem. Szkoda, że nie musi zbierać WSów...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz