niedziela, 1 czerwca 2014

Od Azazela

Słońce schowane było za szarymi chmurami, a mimo to było dość ciepło, ale nie gorąco. Cudowna pogoda. Wymarzona wręcz na polowanie. Z samego rana ruszyłem w stronę leśnej polany, gdzie łato można było znaleźć kogoś smacznego. Bieg zajął mi jakieś pięć minut. Zatrzymałem się na sto metrów przed polaną i dalej szedłem wolno i cicho. Gdy bardziej się zbliżyłem, wyczułem zapach saren. Zacząłem się skradać.
Na polanie pasło się pięć saren - trzy samice, jeden kozioł i jedno młode. Z daleka oceniłem, do której samicy należy dziecko. Wypatrzyłem także, że inna samica - najmłodsza, kuleje na tylne kopyto. Podczołgałem się bliżej. Kozioł coś wyczuł. Zaczął strzyc uszami. Byłem spalony, więc czym prędzej rzuciłem się w ich stronę. Zwierzęta zaczęły uciekać, jednak ranna samica nie mogła biec szybko. Z łatwością powaliłem ją na ziemię. Wgryzłem się w jej tętnicę i zadałem szybką, niemal bezbolesną śmierć.
Ostatni posiłek jadłem przedwczoraj. Nie muszę się często odżywiać, ale teraz byłem już głodny. Zacząłem wyrywać z ciała duże kęsy i je połykać. Szybko pożarłem połowę sarny. Biorąc pod uwagę to, że jak na wilka, jestem dość wyrośnięty, musiałem jeść więcej. Ale połowa w zupełności mi wystarczy. Resztę zostawię padlinożercom.
Powoli, spokojnym krokiem wycofałem się z polany. Czułem na sobie spojrzenia leśnych stworzeń. Niektóre były pełne strachu, inne wręcz pachniały nienawiścią do mnie. Co poradzić? No nic, tamta sarna i tak by długo nie pożyła. A ja się za to najadłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz