Popatrzyłam na Azazela. I powoli wstałam.
- Nie wstawaj! - odparła White.
- Ból mi nie przeszkadza... - odpowiedziałam patrząc na Azazela.
- Ale.. - nie dokończyła White.
- Dam sobie radę. - powiedziałam z uśmiechem.
"Szkoda, że on nie wie jak bardzo go lubię" - pomyślałam idąc na polanę.
- Czekaj! - odezwał się głos. Myślałam, że to Azazel, lecz była to White
nosząca ze sobą lek, a koło niej Azazel. - Proszę, oto twój lek.
Będziesz ściągała sobie bandaż i przecierała tym i znowu go sobie
zakładała, a i przepraszam , nie ty, tylko ktoś z watahy. Sama sobie nie
dasz rady.
Popatrzyłam na nich oboje. White stała z uśmiechem, a Azazel patrzył tylko obojętnie.
- Dziękuję, White. - odparłam z uśmiechem i zaczęłam powoli iść.
- Poczekaj. - powiedział Azazel.
Odwróciłam się i popatrzyłam na niego.
- Za chwilę kolacja, chodź idziemy. - odparł patrząc na mnie.
Poszłam za Azazelem rozmyślając. Po kilkunastu minutach dotarliśmy. Usiadłam koło Azazela i Latiki.
- Ojej, co ci się stało Meliso? - zapytała patrząc na mnie Latika.
Chciałam jej odpowiedzieć, lecz wtedy usłyszałam: A teraz jemy i nie
rozmawiamy! Więc wraz z waderą odwróciłyśmy się do jedzenia....
Po najedzeniu się pysznym mięsem, wyszłam na polanę. Wiatr wiał w moje
futro. W sadzie zauważyłam Azazela. Podeszłam do niego , po czym
popatrzyłam na kwitnące kwiaty.
- Piękne są... nieprawdaż? - odparłam z lekkim uśmiechem patrząc na kolorowe kwiaty.
( Azazel? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz