Wsparłam się o półkę wystającą ze skały i podciągnęłam się łapami. Nigdy wyśmienicie nie wychodziła mi wspinaczka, a tym bardziej w niesprzyjających warunkach. Aczkolwiek doskonale to maskowałam. W końcu jakoś weszłam na szczyt. Co dziwne - równocześnie z naszym super 'wysportowanym' panem alfą. Moje usta wykrzywiły się w kpiącym uśmiechu.
- Beznadziejnie się wspinasz - stwierdziłam, ciekawie badając basiora wzrokiem. Alfa rozglądał się w poszukiwaniu łagodnego zejścia ze skarpy, jakby nie słysząc moich słów. Chrząknęłam zniecierpliwiona czekaniem. Azazel odwrócił się w moją stronę z grymasem na pysku (niesamowite! przypomniałam sobie jego imię, a to przecież takie nieistotne).
- I kto to mówi - przewrócił oczami. - Skoro pani jest taka mądra, to szanowna niech sobie radzi sama - warknął na odchodne, po czym odwrócił się na pięcie i udał się w swoją stronę.
~
Otworzyłam oczy. Całe ciało mnie bolało, a w dodatku nie wiedziałam gdzie jestem. W moją stronę zbliżyła się jakaś koścista, ciemna sylwetka wilka. Dałabym głowę, iż nie był to żaden z członków...
~
Wilkowi udało się do mnie doskoczyć i przewalić na podłogę, następnie przygniatając mnie do ziemi. Niezbyt silnie i gdybym była w normalnej formie bez problemu odepchnęłabym wilka od siebie, ba, nawet nie udałoby mu się mnie dotknąć. Jednak teraz po tych kilku dniach byłam lekko mówiąc wyczerpana, a udawanie, że jestem w pełni sił powodowało, że szybciej je traciłam. Dlatego też postanowiłam szybko działać. Zaczęłam się szarpać w szybkim tempie wyślizgując się spod wilka, a następnie uderzając w niego bokiem udało mi się zachwiać równowagą tym samym go przewracając, zaś sama odskoczyłam kawałek dalej i zaczęłam energicznie przejeżdżać łapą po pysku starając się zaczepić o sznur na mojej głowie.
I udało mi się, łańcuch uderzył o ziemię, zaś ja byłam wolna. Straciłam jednak wystarczająco dużo czasu na zdejmowanie go, by teraz nie pojmować tego co się dzieje dookoła przez kilka cennych dla mnie sekund i zamiast obrać jakieś stosowne miejsce do obrony czy ataku rozglądałam się po pomieszczeniu próbując natrafić wzrokiem na obcego wilka. Stałam tak próbując się nie wywrócić zmęczona, głodna i spragniona. Do tego szum w głowie, który całkowicie dekoncentrował. Postanowiłam skorzystać z okazji i na resztkach sił wydostałam się z jaskini. Moje łapy biegły szybko, jakby gonione śmiercią.
Wykończona padłam na soczystą, zieloną trawę na łące. Ku moim zdumieniu, dostrzegłam przed sobą znajomy cień.
(Azazel, dokończysz?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz