Obraz wilka rzucającego się na wilczycę był jedynie krótkim mignięciem. Oboje potoczyli się w dół pagórka. Bez wahania popędziłem za nimi. Nie zdążyłem rozpoznać, kto zaatakował Melisę, bo - szczerze - nie miałem na to czasu. Podbiegłem do nich z boku i złapałem wroga za kark. Wilk zdążył jedynie sapnąć. Odciągnąłem go na bok i zacisnąłem zęby. Nie patrzyłem, co się dzieje z waderą. Zajęty byłem chwilowo czymś innym. Wilk stękał i bezradnie machał łapami. Był o wiele mniejszy ode mnie... albo ja o wiele większy od niego. Jak kto woli.
W końcu puściłem intruza. Wilk czym prędzej uciekł z krwawiącym gardłem, zostawiając za sobą czerwone ślady. "Odprowadziłem" go wzrokiem i spojrzałem na Melisę. Jej szyja również była pogryziona. Podbiegłem do niej i obejrzałem jej rany. Nie wyglądały dobrze.
Oblizałem brud i krew z jej obrażenia, jednak to nie zatrzyma krwawienia. Nagle usłyszałem za sobą szelest ściółki. Odwróciłem się i zobaczyłem innego wilka. Pachniał podobnie, jak tamten. I obnażał kły.
Rzucił się na mnie, jednak byłem szybszy. Zdzieliłem go łapą w łeb, tak, że pyskiem uderzył o grunt. Zaraz potem podniósł się, ale wtedy był już pod moimi kłami. Złapałem go za skórę na grzbiecie i odrzuciłem na dwa metry dalej. Wilk podniósł się niemrawo, a ja ruszyłem na niego pędem. Ten szybko ruszył do ucieczki. Goniłem go przez parę metrów, od czasu do czasu udało mi się nawet drasnąć go zębami, aż w końcu straciłem ochotę na gonienie go.
Szybkim krokiem wróciłem do Melisy. Bez słowa i zbędnych honorów położyłem waderę na własnych plecach i pobiegłem szukać White, która mogła pomóc opatrzyć ranę.
(Melisa?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz