Mknę przez śmierdzący las bacznie obserwując każde mijane drzewo. Zostawiam przeszłość za sobą... już nic nie ciąży mi na sercu. Śmieję się w duchu przypominając sobie każdy okrzyk bólu jaki sprawiłem innym... to takie brutalne piękno! Nagle dociera do mnie syk. Syk rozwścieczonego wilka... chcę dołączyć do watahy, to prawda, ale już? Konfrontacja z nowym wrogiem na powitanie? Zatrzymuje się i zamieram w bezruchu. Trzask... suchy liść wydaje z siebie zduszony jęk pełen wdzięczności; w końcu ktoś na niego nadepnął; już nie musi leżeć wygięty na ziemi suchej tak jak on... ostrożnie wypuszczam z siebie powietrze... wsuwam pazury i przylegam do ziemi. Szuram ogonem po glebie zakradając się (tak mi się wydawało...) do nic nieświadomego wilka. Ostatnia ofiara i dołączam do watahy... i będę sobie żyć, inaczej... nadal w samotności pałając nienawiścią, lecz tym razem nie całkiem sam... Moje rozmyślania przerywa huk uderzenia... o mnie. Pachnie waderą, a jednak ma siłę. Nie taką jak ja... Medalion Ozyrysa błysnął ostrzegawczo chwilowo dezorientując samicę. Wymykam się spod jej twardych łap. Napinam wszelkie mięśnie gotowy do skoku. Gotowy do morderstwa... warczę na waderę która przyjmuje podobną pozycję. Śledzę każdy jej ruch. Nie pokona mnie. Nie ma szans. Z małą pomocą moich mocy, jednym ruchem mogę ją zabić. Jestem doświadczonym mordercą. Maszyną, która kosi to, co stoi jej na przeszkodzie; jednak nie tak jak zwykły zabijaka... nie, ja jestem jak pająk, omotuję swoją ofiarę; pastwię się nad nią, i w końcu zabijam bezwzględnie.... wiem kogo i po co zabijać. Wiem kogo oszczędzić. To, jest różnica między mną, a innymi. Uśmiecham się szyderczo i ruszam do ataku. Choć samica się broni, zadaje ciosy, nie może się przede mną obronić. W końcu, gdy już się z nią "pobawiłem" przewalam ją na ziemię udowadniając, kto tu ma przewagę. W jej oczach maluje się zarys strachu i niepokoju a jednocześnie bólu, który towarzyszył jej przez całe życie... przez chwilę przemawia mną litość. Ta chwila starcza by zejść w wilczycy i darować jej życie. Wstaje jakby zdziwiona moją nagłą zmianą. Chciała przepuścić atak, ale zrezygnowała; zobaczyła bowiem to co zwisa z mej szyi.
- Medalion Ozyrysa? - pyta swym niezwykle melodyjnym głosem. - Nie możliwe... fałszywka! Prycham wściekle i nieco się rozluźniam. Nadal jeżę sierść. Nawet jeśli chce mnie zagadać nic jej to nie da... - Chyba śnisz. Nie jestem krętaczem. Został mi powierzony... - mówię. Przecież legendę Ozyrysa zna każdy wilk; Najpotężniejszy z Wilczych Bogów, zstępuję na ziemię pod postacią zwykłego wilka. Żyje wśród innych jak każdy. Jest jednak niedoceniany, odrzucony, gnębiony. Przez lata tyle wilków wyrządziło mu krzywdę, że gdy wrócił do swego świata zabił wszystkich tych, którzy byli dla niego źli... zrezygnował z życia Boga i całą swoją moc, pozostawił w medalionie w kształcie księżyca będącego formie "rogalika", przeciętego gwiazdą poranną. Raz na milion lat, trafia on w łapy wilka, który był krzywdzony przez los. Sam Ozyrys stróżuje ów wilkowi, gotów zesłać mu armię demonów na wiecznych stróży. Co więcej, Medalionu nie można ukraść. Ten kto go posiada, jest jego jedynym władcą. Nawet z własnej woli, nie może go oddać. Jeśli ktoś, próbuje go jednak ukraść zmienia się w pył i zostaje zabrany przez wiatr. Dopiero po śmierci wilka, któremu powierzony był Medalion, wraca on do nieba, gdzie czeka na nowego opiekuna... Wadera patrzy na mnie jak na głupiego... - Dotknij. - Rozkazuję. Wadera podchodzi i z niepewnością tyka Medalion. Świetlista smuga przelatuje nad jej łapą. Wiem jak się czuje. Chwilowo ogarnia ją niesamowita potęga, która zaraz znika. Uśmiecham się słabo. Wadera jest godną przeciwniczką. Nie dlatego, że dobrze walczy ale dlatego, że ma wolę walki, a to zupełnie co innego. Coś mówi mi, że będę z nią nie raz walczył w tej samej bitwie. W bitwie, o wolność... < Szanante? Starałam się | |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz