czwartek, 31 lipca 2014

od Cosmo c.d od Anyai

Wadera zapytała:
-Co lubisz zrobić w wolnym czasie?
Zastanowiłem się po czym odpowiedziałem:
-Zadawać się z ładnymi samicami. - a mówiąc to mrugnąłem do wadery.
Zapadła dosyć niezręczna cisza w końcu ją przerwałem pytając:
-A ty co lubisz robić?
Wadera pomyślałam i jakby trochę od niechcenia powiedziała:
-...


Ana?

od Xen'a c.d od Latiki

Przechadzałem się w ten piękny dzień.Na chwilę opuściłem "swoje" miejsce i poszedłem. Lało dość bardzo,grzmiało itd. Przechodząc bliżej lasu zauważyłem wieelkie drzewo i kogoś pod nim - krzyczała .Zacząłem biec w tamtym kierunku. Gdy w końcu dobiegłem zobaczyłem Latikę.
Szarpała się dość bardzo.
- Nie szarp się tak bo coś sobie zrobisz..Jakby drzewo nie było kłopotem - dodałem pod nosem. Szybko uporałem się z rośliną i pomogłem wstać waderze.
- Już lepiej? - uśmiechnąłem się niemrawo.
- A jak myślisz? - odparła dość nie miło jak na nią.
- Boli coś? - zadałęm kolejne pytanie.
- Łapa - mruknęła.
- No to zaraz się tym zajmiemy - wrzuciłem ją sobie na grzbiet i poszedłem chwiejnym krokiem w stronę jaskini alf..Może i nie była za ciężka,ale ja nie przywykłem do noszenia jakiegokolwiek ciężaru więc wiadomo,żę byłem dość zmachany gdy w końcu dotarliśmy do tej jaskini.
- No więc gdzie boli? - zapytałem jak prawdziwy lekarz z wąskim uśmiechem na pyszczku. Zacząłem delikatnie przyciskać jej łapię,żeby sprawdzić gdzie ją boli.



(Jeju jakie to głupie .Latika?)

od Shinai c.d od Daki'ego

Demon. Mój wspaniały znajomy, jak zwykle przyszedł w najbardziej nieodpowiednim momencie. Stał sobie z boku i podejrzanie się uśmiechał.
- Odejdź - warknęłam do niego. Spojrzał na mnie ironicznie, po czym podszedł do Daiki'ego. Zaśmiał się, po czym powiedział coś samcowi. Ten, od razu spojrzał na mnie, dosyć dziwnie. Jak zwykle coś nagadał, zapewne znów coś niestworzonego. Westchnęłam. Skoro "należę do niego" nic nie mogłam zrobić. Obserwowałam ich cały czas. Demon ciągle mu coś mówił, szeptem, abym nie usłyszała. Kiedy skończył ględzić, podszedł do mnie, po czym powiedział tylko jedno słowo:
- Powodzenia
Zanim się obejrzałam, go już nie było.
- Nie wierz mu. To idiota - warknęłam. Daiki odwrócił się.
- Powiedział mi, że tak powiesz. Czym on jest? - spytał. Był co najmniej w szoku.
- Demonem. Choć jak dla mnie to idiota - zaśmiałam się. Nadal jednak spoglądałam na wilka. Zaczął zachowywać się dziwnie.
- Co on Ci nagadał?

< Daiki? Brak pomysłu :/

od Daki'ego c.d od Kleo

Podszedłem do samicy z zającem, była widocznie głodna, a ja nie za bardzo, więc jednego zająca mogłem jej oddać.
-Chcesz? - podsunąłem jej go.
-Dzięki. - uśmiechnęła się.
Skinąłem łbem.
-Dlaczego po prostu na niego nie skoczyłaś gdy miałaś taka okazję?- spytałem, obserwowałem waderę, a ona zamiast bardziej zaangażować się z łapanie głupiego zająca wolała iść jak księżniczka, prychnąłem na samą myśl.
-Bo... eee... - wadera zastanawiała się nad odpowiedzią.
-Wiesz od samego wołania "zajączku" on do ciebie nie przyjdzie. - zaśmiałem się.

< Kleo, cd?>

od Daki'ego c.d od Latiki

Wracałem właśnie z małego polowania, dzisiaj nie było łatwo upolować czegokolwiek, wszystko wina tej pogody. Nagle usłyszałem piorun gdy uderzył paręnaście metrów ode mnie, a po chwili krzyk jakieś wadery. Nie czekałem długo, ale od razu ruszyłem w stronę głosu. Gdy dotarłem na miejsce zauważyłem Latikę przygniecioną przez drzewo. Strasznie się wierciła...
-Przestań się na chwilę ruszać. - mruknąłem.
-Ciekawe czy ty na moim miejscu siedziałbyś spokojnie. - prychnęła.
-Na szczęście nie jestem na twoim miejscu. - odpowiedziałem i z całych sił próbowałem odepchnąć to drzewo to nie było za łatwe tym bardziej gdy samica za nic nie chciała mnie słuchać.
-Mówiłem przestań się wiercić ! - warknąłem.

< Latika?>

Od Glassa c.d. Azazela

Popatrzyłem na niego bynajmniej jak na idiotę.
- Przyznaj, nie oprowadzasz nowych dosyć często.
- To nie Twoja sprawa.
- Czyli raczej tak. No nic. Poproszę tą mniejszą.
- Mniejszą?
- Przecież gruby nie jestem, a życie mnie nadmiarem klamotów mnie pokarało. - powiedziałem dosyć ironicznie.

Azazel?

środa, 30 lipca 2014

Od Marilyn`a c.d. Annayi

Wykrzywiłem usta w dziwnym uśmiechu. Patrzyłem pobłażliwie na waderę.
- Przeszkadza ci to? - zapytała Annayia.
Prychnąłem lekceważąco i wywróciłem oczami.
- Myślałem, że można się z tobą pobawić. Trochę się rozerwać. Ale ty wszystko bierzesz na serio.
Wadera wyglądała na zbitą z tropu.
- Serio, Annayiu, mogłabyś się trochę rozluźnić - mruknąłem i poszedłem w jej stronę. Wyminąłem ją, przy okazji ocierając się o nią i omal jej nie przewracając.

Annayia?

Od Annayi "To boli"

Pisane przy albumie Bon Jovi "Bounce". Nie żeby to kogoś obchodziło.
Soundtrack: Bon Jovi "Right Side Of Wrong"

Środek nocy. Ciemno, jak nie wiem gdzie. A ja wiję się w konwulsjach. Jak boli... Nawet picie wody nie pomaga.
Potrzebuję mleka. Tłustego, krowiego mleka. Ale skąd ja tu wezmę mleko?! Nie ma szans, najwyraźniej dane mi jest skonać przez ten ból. Tylko kiedy nastąpi wyczekiwany zgon? Za minutę, czy po tygodniu? Wolałabym jak najszybciej.
Dlaczego to tyle trwa? Czy mogłoby z łaski swojej przestać? Nie, wręcz przeciwnie. Nasila się.
Z mojego gardła wydobył się wrzask bólu. Był wysoki, przesiąknięty cierpieniem.
- Niech to się skończy!!! Niech to się wreszcie skończy!!! - błagałam. Nikt mnie nie słyszał. W sumie to dobrze. Co by sobie pomyślał? Że nie potrafię zaradzić takiej "błahostce"?
Pieprzyć to. Pieprzyć wszystko. Pieprzyć wszystkich. Pieprzyć mój pękający łeb.
Upadłam na swoje wilcze kolana i łapiąc się łapami za głowę, zgięta w pół, ze skrzydłami rozłożonymi na ziemi, pojękiwałam cicho. Kiwałam się w tył i w przód, włosy opadały mi na twarz, pojedyncze, małe łezki spływały po pysku, zatrzymywały się chwilowo na nosie i spadały na ziemię.
- Boli... Jak cholernie boli...
Co z tego? Nikogo to nie obchodzi. TY nikogo nie obchodzisz. Możesz przestać zwracać na siebie uwagę osób, których nawet tu nie ma?
- Pierd*l się - powiedziałam na głos. Do siebie to mówię? Nawet dla siebie samej jestem zła? Nie... dla wszystkich, tylko nie dla mnie. Dla siebie nie mogę być zła. Mam tylko siebie. A jeśli obrażę się na siebie, zostanę całkiem sama na tym świecie.
Sama z tym okropnym bólem.
Wyczłapałam z jaskini i pozwoliłam nocnemu wiatrowi wysuszyć moje łzy. Z otwartymi ślepiami starałam się odwdzięczyć mu za jego kojący dotyk. Mój dotyk na pewno nie będzie dla niego tak cudowną ulgą.
Poszłam na polanę i nazbierałam na niej kilka ziół i kwiatów. Nabrałam wody ze strumienia i z tymi składnikami wróciłam do jaskini. Rozpaliłam ogień w małym palenisku, postawiłam na nim kociołek i zaczęłam parzyć miksturę. Do wody w garnku wsypałam rumianek, pokrzywę i inne chwasty i pomieszałam. Po dwudziestu minutach napar był gotowy. Wzięłam drewnianą łyżkę, nabrałam w nią napoju i wypiłam, ostrożnie, by nie poparzyć pyska. Po trzech sekundach ból ustał. Odetchnęłam z ulgą.
Niesłychane, jak ból głowy może być uporczywy.
~ ~ ~
Tak. Ja, Annayia, opisałam swój ból głowy. Dziwna jestem.

od Kleo

Był to bardzo deszczowy i wieczny dzień. Nikt nie chciał wychodzić na dwór, a ten, kto musiał, pragnął załatwić swoje sprawy jak najszybciej. I ja, tego dnia pragnęłam pozostać w swojej, jakże ciepłej, norze. W porze obiadu, zajrzałam pod mój spiżarniany liść palmowy, by po chwili odkryć, że jedzenie się skończyło. Westchnęłam. "Nie, nie, nie! W życiu nie wyjdę w taką pogodę!" - przeszło mi przez myśl. Ale, jako że nigdy nie jadam śniadań byłam głodna. Jak najbardziej owijając wokół siebie mój egipski strój, z ociąganiem opuściłam norę. Deszcz, bezlitośnie moczył moją sierść, a wiatr, równie bezlitośnie podrywał do góry moje ubranko. Ujrzawszy zająca, zaczęłam go "gonić". Jak już się pewnie wszyscy zorientowali, gonieniem nie można było tego nazwać; Szłam, do może truchtałam wołając:
- Zajączku, zajączku!
Nic to jednak nie dało. Zając tylko się spłoszył, a ja usiadłam zrezygnowana. Po chwili podszedł do mnie jakiś wilk, który - ku mojemu wielkiemu zdziwieniu - położył przede mną zająca...



( Ktokolwiek?)

od Latiki

(Chcę dać wam szanse do dokończenia jakiegoś opo. więc proszę XD )


Ranek zapowiadał się po prostu zajebiś***. Padało było mokro, duszno i grzmiało. nienawidze burzy! I jeszcze wstałam lewą nogą...  No naprawdę zajefajnie!
Wszystko mnie drażniło. Nie mogłam wyjść z jaskini. Siedziałam wiec i się nudziłam. Azazel powiedział żebym dziś nie wychodziła że sam zapoluje za paroma innymi samcami i przyniesie mi kawałek zdobyczy.
Czas mijał a ja dalej siedziałam w domu. Głodna!
Po co on mi mówi że zapoluje i przyniesie skoro nie ma na to ochoty i tyle mu to zajmuję?! -pytałam zdenerwowana sama siebie.
Po godzinie czekania powiedziałam sobie:
-O nie więcej czekać nie będę!
I wyszłam na tę okropną pogodę. Skierowałam się w stronę łąki która prowadziła przez las. Szłam i szłam. Do futra wszystko mi się kleiło lało i grzmiało. Nagle piorun walnął gdzieś niedaleko mnie, nagle zobaczyłam przewracające się wielkie drzewo!
Zaczęłam uciekać ale drzewo przewróciło mi się na zad. Byłam uwięziona. Strasznie bolało!


Ktoś?

Odchodzą...

Dziś naszą watahę opuszczają wilki:


Imię: Lerka
Powód odejścia: nie pisanie opowiadań

Imię: Noche De Medio
Powód: nie pisanie opowiadań


Imię: Ocutast
Powód: nie pisanie opowiadań

https://encrypted-tbn3.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcQ_ZUH1KTq_jBlVWM_4P2gwuVB44XOXOmc5EvClO3RclJw7cd8aLQ

Imię:  Demonic
Powód: nie pisanie opowiadań

OD RAZU MOWIĘ KAŻDY WILK KTÓRY DO TEJ PORY NALEŻY DO WATAHY MA ZA ZADANIE NAPISAĆ OPOWIADANIE, ALBO PODZIELI LOS TYCH CZTERECH WILKÓW...

Od Daiki'ego cd Shinai

-Nudne? Beczysz krwią i dla Ciebie to jest nudne? Bardziej dziwne. - prychnąłem.
Wadera zmrużyła oczy i spojrzała na mnie złowrogo.
-No co może powiesz, że to jest normalne? - zaśmiałem się. Shinai w jednej sekundzie skoczyła na mnie i przygwoździła mnie do ziemi. Dopiero po chwili zorientowałem się co się stało, warknąłem głośno i odrzuciłem samice, po chwili to ona leżała na ziemi.
-Nie masz prawa mnie tknąć. - rzuciłem i ruszyłem w stronę jaskini.
-Oj uważaj bo się czymś zarazisz. - warknęła wadera.
-Ja tam nie wiem. - powiedziałem głośno.
-Och, a może się mnie wystraszyłeś?
-Pomyślmy... Nie myślę, że to nie to. - puściłem jej oczko.
-Kogo my tu mamy... - usłyszałem głos, spojrzałem na Shinai, a potem odwróciłem się za siebie. Był to...

< Shinai ^^>

wtorek, 29 lipca 2014

Od Annayi c.d. Marilyn`a

- Co to miało być?! - wkurzyłam się. - Myślałam, że chcesz mnie zabić!
- Myślisz, że zabiłbym wilka ze swojej watahy? Nie chciałbym, by mnie wyrzucili. - Marilyn odwrócił się i zaczął odchodzić.
- Świetnie, ale ugryzłeś mnie w nogę! - zawołałam za nim. - To miała być zabawa?!
Wilk zatrzymał się, odwrócił i spojrzał na mnie z zażenowaniem.
- Ty chyba naprawdę nie masz poczucia humoru - rzekł.

Marilyn?

Od Marilyn`a c.d. Annayi

Zaśmiałem się ochrypłym głosem i znów skoczyłem do Annayi. Zaatakowałem ją pazurami i powarczałem trochę. Dalej toczyliśmy się po ziemi. Ugryzłem ją w łapę, za co ona zdzieliła mnie mocno w twarz. Zaatakowałem brzuch - tylnymi łapami kopnęła mnie w żuchwę. W końcu udało mi się ją unieruchomić. Leżałem na niej, przygniatałem ją całym ciałem. Łapy trzymałem na jej nieregularnie unoszącej się i opadającej klatce piersiowej, a pysk tuż przy jej twarzy. Dyszałem głośno i szybko, mój oddech leciał prosto na nią. Uśmiechałem się do niej chytrze.
- Daj spokój, nie umiesz się bawić? - zarechotałem. - To tylko sport.
Spojrzała na mnie zdziwiona.
- Co ty pierdzielisz?
- Nie znasz się na żartach? - zaśmiałem się i wstałem, unosząc najpierw miednicę, a potem przednią część ciała. - Szkoda...

Annayia?

od Shinai c.d od Daikiego

Zaśmiałam się cicho pod nosem.
- Naprawdę...? Taki jesteś nietowarzyski, że normalnie wadery nie przywitać nie potrafisz? Wilku, nazywanym Daiki, pozwól, że się przedstawię. Nazywam się Shinai, chociaż niektórzy zwą mnie "Zaćmienie". - starałam się nie wystraszyć samca, choć bardzo chciałam go pociąć. Moje demoniczne zmysły pozwalał na potwierdzenie kim jest, skąd pochodzi, wiedziałam to wszystko.
- Skąd znasz moje imię? - warknął agresywnie i wstał.
- Ja? Łatwo się można domyślić. O... Grupa krwi AB, to ładna i rzadka krew.
Samiec zamachnął się. Gdy już miał mnie pociąć, złapałam jego łapę ogonem.
- Mnie nie zranisz...- zaśmiałam się. Moje oczy zaświeciły się, przez co puściłam łapę basiora i wydyszałam tylko jedno słowo
- *****...- upadłam za ziemię. Rząda krwi dawała sobie we znaki. Opanowałam się, po czym powiedziałam:
- Wybacz to oziębłe powitanie i zapomnij co Ci dzisiaj powiedziałam. Ale wiedz jedno: Nie zbliżaj się do mnie. - warknęłam po czym odwróciłam się.
- Powiedz tylko, skąd znasz moje imię! - syknął samiec.
- Jestem diabłem, demonem, ciemnością, więc wiem. - zachichotałam, po czym ruszyłam w stronę lasu. Daiki podbiegł do mnie po czym rzekł:
- Nie wierzę.
- To chodź. Ale najpierw pokażę Ci to... - powiedziałam i otworzyłam ponownie oczy. Krwistoczerwone ślepia spojrzały na niego.
-Widzę twoje serce, gdzie masz żyły i to, że jedno płuco jest większe od drugiego. Ale ty mi nie wierzysz. Nawet w to, że nie płaczę łzamy, tylko krwią. - warknęłam, po czym przytłoczona szłam dalej. Tak chciałam go zabić, miał piękną krew. Zapach też był oszałamiający. Pragnęłam, by pozwolił mi, abym go kiedyś zabiła. Dotarliśmy nad jezioro. Uroniłam łzę, która wpadła do wody. Woda od razu stała się krwią, a wszystkie w nim stworzenia zginęły. Rzuciłam do wody ziołoni wszystko było tak jak kiedyś.
- To nudne. Idę do domu - mruknęłam.

< Daiki? >

Od Shinai - Krew i Licorn

Szłam na łąkę wylizując pyszczek z krwi ofiary. Położyłam się na trawie i głośno westchnęłam.
--------
"Psycho-świr niech żre żwir..."
--------
Każdy wilk ma w sobie podobno dobro. Zastanawiałam się więc, czy jestem wilkiem. Skoro nie znam litości, nienawidzę, nie wiem jak... być sama. Ja nigdy nie byłam sama, chociaż chciałam. Od zawarcia paktu, zawsze mam te "cienie", które mnie śledzą, nie pozwalając na odrobinę prywatności. Gdy śpię, gdy jem, gdy zabijam, śmieją się bez przerwy. Oddanie się demonom było jednak najlepszym, co zrobiłam w tym nudnym życiu. Dowiedziałam się wszystkiego o rodzinie, zemściłam się, poznałam, jakie są naprawdę wilki i do tego jestem doceniana. Szara flaga już wisi, teraz tylko odważ się ukłonić....
Ostatnio usłyszałam, że jestem dziwna i podobno nie powinnam się ciąć. Gdy on, który tak naprawdę zwie się Licorn, usłyszał o tym, śmiejąc się ze mnie stwierdził:
- "Za dużo myślisz, za bardzo chcesz; za mocno czujesz, za gęsto śnisz..."
Miał rację. Postanowiłam się jednak nie zamartwiać. Przypomniała mi się moja siostra: we włosach nosiła spinki i kreski, i inne śmierci. Zawsze niby uśmiechnięta, a tu teraz....
Cisza i płacz przesiąknęła przez moją duszę. Krzyknęłam ze złości, bo chciałabym całą rodzinę zabić jeszcze raz. Aby się zaspokoić, ruszyłam polaną w stronę najbliżej watahy. Padło na "Watahę wilków miłości". Przyszłam i stanęłam na skale alf, budząc sensację. Zachichotałam, gdy zobaczyłam potężnego samca, stojącego na uboczu.
- Przyjrzyjcie się twarzy swojego kata... - powiedziałam, po czym zeszłam ze skał i złapałam samca za skórę zębami. Wyrwał się, ale zaczął krwawić. W ogon złapałam pierwszy, lepszy patyk. Wbiłam mu go w bok. Basior jęknął, po czym przestał się ruszać. Wzięłam nóż i wycięłam mu na boku serduszko, z którego trysnęła masa krwi. Oblizałam się, po czym wyrwałam i zjadłam jego serce. Szczerze mówiąc, myślałam, że będę mieć więcej zabawy, z tak niby "okazałym samcem". Zabrałam się za resztę watahy. Zabrałam jednego śpiącego szczeniaka, którego zamierzałam torturować z użyciem wody. Reszta została brutalnie zabita, a najpierw poturbowana. Zaśmiałam się, gdyż cała polana była we krwi, gdzie leżało teraz 17 trupów. Trzeba jeszcze zabić szczenię. Poszłam nad jezioro. Obudziłam dzieciaka i przywiązałam mu do szyi linkę, po czym wrzucałam raz do wody, a raz wsadzałam do ognia. Zachichotałam, aż wreszcie zjadłam szczeniaka. Żywcem. Uśmiechnęłam się na widok krwi na moich łapach, po czym wróciłam do domu. Byłam jednak dość daleko, więc pomogłam sobie, zamieniając się w postać ludzko podobną. Gdy doleciałam na miejsce, czekała mnie niespodzianka. Licorn siedział sobie na stole, wesoły i zaintrygowany moim powrotem. Spojrzał na moje oczy.
- Lepszego znaku na pokazanie, że jesteś moja, nie miałem. Nie sądzisz, że Ci pięknie z tym kolorem wzroku?
- Co ty tam wiesz...?! - syknęłam.
- Była sobie dziewczynka, najsmutniejsza dziewczyna na świecie, w oczach nosiła mroczne sekrety i nie lubiła dzieci. Co wieczór skakała w mrok. Niech ta dziewczyna powie, czemu ma, taką smutną twarz... - stwierdził i zachichotał - Dobrze powiedziane, była. Tamta królowa smutku, umarła po cichutku...
- Przestaniesz kiedyś? - zadałam pytanie retoryczne, robiąc w tym czasie kolację.
- Ah, więc to Ci nie potrzebne? - zaśmiał się, trzymając w ręce nowy, naostrzonym czarny nóż. - Piękny, co?
- Tak... - mruknęłam - Co za niego chcesz...?
- Ty zawsze od formalności.... - westchnął - Uwierzysz mi, gdy powiem, że chcę Ciebie?
- Co ty biadolisz? Na mózg się rzuciło? - odwróciłam się w jego stronę, by zobaczyć jego minę. Był uśmiechnięty, ale jakoś inaczej. Jakby mówił: "Wiesz co to oznacza, czyż nie?". Cofnęłam się krok do tyłu, po czym cicho szepnęłam:
- Nie... Zostaw mnie tu samą, chcę być sama...
W odpowiedzi jak zwykle się zaśmiał, po czym złapał nóż.
- Najpierw zabawa, a na końcu przyjemność... - stwierdził i płynnie posługując się bronią, ciął mi wzorki na ręce.
- Nie podglądaj i nie ruszaj się, bo źle wyjdzie... - mruknął - Dobra, skończone.
Na ręce wyciął mi różę. Krwawiła z niej czarna krew, moja kruczoczarna, kochana krew.

Będziemy powtarzać do...*cenzura*

Słuchajcie, Alfy to też ludzie (nie, nie wilki) i nie chce mam się was namawiać, do odezwania się do nas. Nie, już nie mówię o opowiadaniach, tylko o odezwaniu się. Tak trudno napisać "nie chcę tu już być, chcę odejść"?
Dziś mamy 29 lipca, a więc ostatni dzień dla Lerki, Noche De Medio, Outcasta i Demonica samca (nie mam pojęcia, dlaczego mamy tu dwa wilki o tym samym imieniu! >.<), aby napisali opowiadanie i nie wylecieli. Niestety obawiam się, że trzeba się pożegnać. Szkoda, było nas tak dużo...
Przypominam też, że pozostałe wilki mają czas do jutra, tzn. Will, Ariisaka, Dark i Saori.

Serdecznie przepraszamy za upierdlistwo,
Alfy.
A dokładniej IJ*.

Od Annayi c.d. Marilyn'a

Leżałam sobie spokojnie na ziemi gdy ni stąd ni zowąd zaatakował mnie wilk. I był to Marilyn! Nie wiedziałam, o co chodzi. Instynktownie odepchnęłam go od siebie tylnymi łapami. Wilk został odrzucony do tyłu, jednak szybko powrócił do atakowania. Widziałam jego długie, białe zęby, które mnie przerażały. Jego czerwona grzywa falowała, gdy gwałtownie szarpał łbem. Rzucił się na mnie. Potoczyliśmy się razem kilka metrów, zwarci w uścisku. Zamknęłam oczy, by ostra, trawa nie wydłubała mi czasem ślepi. Warknęłam na wilka i spróbowałam go od siebie odepchnąć.
(Marilyn?)

Od Azazela c.d. Glassa

- To cudownie - odparłem, uśmiechając się swoim charakterystycznym uśmiechem. Ależ ta wataha ma branie. Nie... my go siłą tu wciągnęliśmy. Chociaż ja już nie wiem... Tak czy inaczej, jest fajnie.
Przyjrzałem się Glassowi. Nie wygląda na gwałciciela, czy mordercę, więc chyba nie trzeba będzie się martwić o inne wilki.
- Witaj w watasze Wolfish Brothers, Glass - powiedziała Latica i uścisnęła mu łapę. - Może Azazel pokazałby ci tereny?
- Nie - zaprzeczyłem. - Nie chcesz tego. Nie umiem opowiadać. - W moim głosie zagościła nutka "szczerej, przyjacielskiej rady". Nowość.
- To już jak chcecie - odparła Latica. - Ja muszę iść z łowcami na polowanie, Azazel, pomóż mu znaleźć miejsce do spania czy coś.
Zanim skończyła mówić ostatnie słowo, już jej nie było. Postanowiłem nie kumulować ciszy i zapytałem:
- Chcesz małą czy większą jaskinię do mieszkania?

(Glass? Brak weny...)

Od Marilyn'a c.d. Annayi

Wadera popędziła na słońce, a ja poczłapałem za nią.
- Trochę za gorąco na siedzenie na słońcu... - mruknąłem, jednak chyba mnie nie usłyszała. Była już za daleko. Podniosłem wzrok i zobaczyłem, jak kładzie się na trawie. Niemal straciłem ją z oczu. Ta trawa była mocno za wysoka.
Nagle wpadł mi do głowy szatański pomysł. Mogę chodzić w słońcu, biegać, pracować, ale nie leżeć. Udaru bym dostał.
Zacząłem się do niej skradać. Cicho, bezszelestnie. Sunąłem niemal na brzuchu i nie spuszczałem jej z oczu. Leżała na ziemi i nawet nie zwróciła na mnie uwagi. Dobrze...
Bez wykrzyknięcia żadnego ryku, czy innych rzeczy, które się zwykle wykrzykuje podczas ataku, skoczyłem na nią i zaatakowałem ją pazurami. Krzyknęła przestraszona i przystąpiła do obrony.

Annayia?

Od Glassa c.d. Azazela

Patrzyłem co chwila to na waderę, to na basiora.
Wlazłem sobie na ich tereny, pokłóciłem się z Alphą i widocznie odrobinę wyprowadziłem z równowagi drugą Alphę, a oni mnie zapraszają od watahy. Dziwnie trochę.
- Cóż... a jest w tym jakiś haczyk? - zapytałem.
- Nie, nie ma. Chyba. - odparł basior.
- Więc dołączę do Was.

Azazel?

poniedziałek, 28 lipca 2014

Od Azazela c.d. Glassa

Latica przyjrzała się uważnie brązowemu wilkowi. Ja odwróciłem wzrok w inną stronę, czekając aż to ona coś powie.
- Jak panu na imię? - zapytała. Mam nadzieję, że z trudem siliła się na uprzejmość. Ale nie... po względem uprzejmości nie jesteśmy rodzeństwem.
- Glass - odparł po prostu wilk. Żadnego rozwlekłego "proszę pani" czy "miło mi". Krótko i na temat. I takie zachowanie mi się podoba. Glass... "Szkło"?
- Miło mi, jestem Latica - odparła moja siostra. - A to mój brat...
- Azazel - dokończył za nią. - Tak? - zwrócił się do mnie.
- Istotnie - odparłem, kiwając lekko głową. Przy Latice mój ton diametralnie się zmienił. Był bardziej przyjemny dla ucha.
- Co tu robisz? - kontynuowała "przesłuchanie" Latica.
- Rysuję. A raczej rysowałem. Coś... kazało mi przestać.
Latica natychmiast skierowała swój surowy wzrok na mnie. Posłałem jej spojrzenie typu "Czego chcesz?! Miałem zły dzień." Wadera tylko przewróciła oczami.
Z powrotem zwróciła się do "obcego". Jej głos niespodziewanie się zaostrzył.
- Glass, muszę ci uświadomić fakt, że znajdujesz się na terenie naszej watahy. Obcym wilkom nie wolno tu przebywać, jedynie członkom sfory. Musimy cię stad wyprosić.
- Chyba, że zamierzasz do nas dołączyć.
Oboje spojrzeli na mnie.
Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że te sześć słów wypłynęło z moich ust. Jak można tak bez zastanowienia coś palnąć, nie będąc nawet pytanym?! Chyba tylko ja mam taką skłonność.
- Dołączyć do was? - powtórzył Glass, zastanawiając się nad tą propozycją.
Latica spojrzała na mnie niepewnie. Wzruszyłem tylko ramionami. Oboje czekaliśmy, aż Glass podejmie decyzję, czy zostaje z nami, czy ucieka stąd jak najdalej.

Glass?

od Latiki c.d od Axela


Już  chciałam odpowiedzieć kiedy usłyszeliśmy płacz (a najdziwniejsze ze chyba ludzki). Nie zastanawialiśmy się pobiegliśmy tam z kąd dobiegał krzyk.
Skoczyliśmy w krzaki i delikatnie wychyliliśmy głowy.
Na środku ścieżki siedziała jakaś mała LUDZKA dziewczynka. ściskała misia i płakała. Nie wiedzieliśmy co robić. Zostawić ją czy skazać się na wyrok śmierci z rąk ludzi odprowadzając ją.
Popatrzyłam na Axela i zapytałam:
-Co robimy?


Axel? (niespodziewana zmiana sytuacji XD)

od Shinai - Demon

Obudziłam się z powodu bólu. Gdy tylko otworzyłam oczy, zobaczyłam Licorn’a. Miał krwistoczerwone oczy, które teraz świeciły. Był większy, skrzydła miał masywniejsze, a kły dłuższe i ostrzejsze. Spojrzał na mnie i powiedział:
- Tak bardzo chcesz śmierci? Dobrze, pokażę Ci, co powinnaś robić… - to powiedziawszy, zamieniłam się w demona. Nie sama z siebie, tylko… Skoro należę do niego, ma też władzę nad moimi mocami. Złapał moją rękę i trzymał mocno w nadgarstku. Poczułam ból, po czym spojrzałam, co się stało. Nożem przeciął mi skórę od nadgarstka do ramienia. Zawyłam, aż tak bolało. Poleciały mi łzy. On jednak włożył mi palce do rany. Poczułam, jak dotyka mojej kości. Westchnęłam, dyszałam, krzyczałam… Bałam się. Wreszcie wyjął rękę i oblizał ją.
- Mhm… Przebudzenie jest blisko… - stwierdził i wylizał ramie z krwi.
Nie wiedziałam co mam robić. Ręka krwawiła i bardzo bolała. Licorn pociął nogę, potem brzuch i szyję. W podartych ciuch, w krwi i w śladach demona mnie zostawił. Zamknęłam oczy, wyczekując śmierci. Coś się jednak zaczęło dziać. Moje zmasakrowane ciało zaświeciło się. Rany poznikały, a oczy na moment przybrały ciemnoczerwony kolor, po czym stały się fioletowe. Czułam się inaczej, jakbym mogła wszystko, do tego bardzo chciałam ujrzeć więcej krwi. Zachichotałam przerażająco, po czym podbiegłam do lustra. Zmieniłam się w między czasie w wilka. Spojrzałam w odbicie:
http://fc02.deviantart.net/fs71/f/2010/289/7/6/cris_halloween_header_by_damykuna-d30vuys.png
- Niesamowite… - powiedziałam do siebie. Odwróciłam się, słysząc jakiś szmer. Potrafiłam oszacować, ile kilometrów jest ode mnie ta osoba. Spojrzałam na Licorn’a, który nagle stanął obok mnie. Spytałam, o co w tym chodzi. Zaśmiał się, po czym powiedział:
-Kiedy księżyc w pełni, kiedy noc krwawa, gdy zabije wilka, staje się grzeszącym demonem. Dostąpiłaś tego zaszczyt. Teraz, jako iż jesteś pełnoprawnym demonem, mogę Cię poślubić, kochanie.
Zaniemówiłam. Ten, za przeproszeniem idiota, chciał, bym go poślubiła?! Nie…! Chciałam to wykrzyczeć, chciałam uderzyć go w twarz. Złapał mnie mocno za rękę, że nie mogłam się wyswobodzić. Pocałował mnie, po czym powiedział:
- Do zobaczenia, żoneczko…
Byłam zła, niezadowolona. Miałam silniejsze zmysły od tamtego czasu, wiedziałam, kiedy ktoś przyjdzie, po co przyjdzie. Mogłam praktycznie wszystko. Mój inny wygląd jako wilka się nie zmieniał. Cały czas byłam tamtą wiedźmą. Nie byłam szczęśliwa, ale…
Uważam, że jakbym go poślubiła, to zmarnowałabym resztę tego nieśmiertelnego życia. Kupiłam sobie wódkę i piłam. Co innego miałam robić. Przyleciał do mnie „Morderca anioła” i razem żeśmy pili. Niczego sobie, niczego jemu. Spokojnie, bez namysłu. Zasnęłam około pierwszej. Gdy wstałam, zobaczyłam nad sobą wilka.
- Kim jesteś i gdzie jest Shinai? – spytał wilk.
- Ja jestem Shinai, tylko… Stałam się demonem…
- Uwaga, bo uwierzę. Powiedz, gdzie jest, albo Cię zabiję – warknął.
- Zabijesz..?! TAK?! TO ŚWIETNIE! DAWAJ, CZEKAM! – zaśmiałam się – Wybacz, ale jestem teraz nieśmiertelna, więc… - wbił mi nóż. Odczułam dosyć przyjemne uczucie, zamiast miażdżącego bólu. Zaśmiałam się.
- Więc to tak mam teraz żyć? Świetnie… - mruknęłam, po czym ruszyłam stronę wilka. Ten przeraził się i chciał uciec.
- Przyjrzyj się uważnie twarzy Twojego kata…

< Jeśli ktoś chce, może dokończyć, chociaż opowiadanie tego nie wymaga>

od Daiki'ego

Wracałem właśnie z małego polowania gdy usłyszałem kroki... Nie jednego stworzenia. Było ich więcej. Stwierdziłem, że najlepiej będzie się gdzieś schować, więc szybko skoczyłem za duzą skałę.
-Azazel, chodź tędy. - usłyszałem głos chyba wadery...
-Nie. Myślę, że lepiej będzie pójść tą drogą drogą. - stwierdził Azazel?
-Ech... Niech będzie - westchnęła samica i ruszyła za basiorem.
Wyszedłem z kryjówki i spojrzałem na oddalające się dwie postacie. Może należą do jakieś watahy? Warto było sprawdzić nudziło mnie już samotne polowanie, ogólnie samotność. Poszedłem w ślady wilków, nie myliłem się trafiłem do jakieś watahy, po chwili zorientowałem się, że te dwa wilki to najprawdopodobniej były Alfy więc zapytałem o pozwolenie czy mogę zostać. Zgodziły się. Wieczorem gdy siedziałem nad strumieniem usłyszałem czyiś głos.
-Cześć - powiedział jakiś wilk i przysiadł się do mnie. Przewróciłem oczami i odwróciłem się do wilka...

(dokończy ktoś? )

od Axela c.d od Latiki

Zamarłem na chwilę i przestałem oddychać.
- Axel? - Latica uśmiechnęła się.
Odwzajemniłem uśmiech, pi czym zacząłem.
- Latica... Ty wiesz, że Cię kocham. Dlatego chcę zadać Ci pytanie, dobrze wiesz, jakie.
- Nie wiem. - powiedziała, choć wyraźnie udawała, że nie wie.
- Latico, czy zostaniesz... moją partnerką? - spytałem.

Latica?

niedziela, 27 lipca 2014

Nowy wilk Daiki!

Imię: Daiki
Płeć: Basior
Wiek: 4 lata
Ranga: Omega
Stanowisko: Szpieg
Cechy charakteru: Daiki jest dośc spokojnym wilkiem, jest pewny siebie, odważny i może trochę agresywny. Jest obojętny na cierpienie innych wilków, nie ma w nim współczucia. Lubi flirtować i nienawidzi użalania się nad sobą. Jest tajemniczy, każdy wilk wie na jego temat tylko tyle na ile mu pozwoli. Jednak pomimo tych wszystkich wat, można zostać jego przyjacielem, a kiedy już jakiś wilk nim zostaje Daiki jest wobec niego opiekuńczy i troskliwy, a również potrafi być bardzo miły.
Moc: Potrafi latać (wyrastają mu wtedy skrzydła i zmienia się nieco jego wygląd), umie być niewidzialny, potrafi się teleportować.
Druga połówka: Może się kiedyś zakocha.
Rodzina: Brak
Historia: Kto by chciał słuchać takich nudów.
Autor postaci: Misia111
Inne zdjęcia:
Gdy wyrastają mu skrzydła:

Uwaga avatary!

Nasza wataha zdobyła śliczne awatary, dzięki graczce brienne (Beatrice). Bardzo ci dziękujemy a w ramach wdzięczności podaruje twojej wilczycy 150 WS, jeśli to za mało chętnie dodam więcej :)
Bardzo proszę członków o używanie tych awatarów (choć to nie przymusowe oczywiście :))







sobota, 26 lipca 2014

Od Annayi c.d. Cosma

-No ty śliczna, jeśli chcesz mogę wymyślić coś innego.
Jak to zabrzmiało... Aż mnie dreszcz przeszedł. Nieprzyjemny dreszcz. Wymyślić coś innego?! Przecież mam już wymyślone imię! Nienawidzę takiej ignorancji...
Na mój pysk wkradł się wyraz zniechęcenia, jednak szybko zmieniłam go na sztuczny uśmiech. Wskoczyłam za nim do wody. W sumie... to całkiem interesujący basior. Może uda się go jeszcze naprostować tak, żeby mi odpowiadał.
Pływając rozmyślałam, jakby tu zagadać. Jak na razie to Cosmo walił do mnie samymi suchymi tekstami typu "hej, śliczna", co przyprawiało mnie o odruch wymiotny. Nie jestem śliczna.
Nie uszło mojej uwadze to, że Cosmo niebezpiecznie się przybliżał. Może nie tak bardzo-bardzo, ale jak dla mnie za blisko. Raptem zamieniliśmy słowo i można już się tak strasznie przyjaźnić? 
- Cosmo? - zagadnęłam niepewnie, siedząc po ramiona w wodzie. 
- Tak? - zapytał, uśmiechając się uwodzicielsko.
W tym właśnie momencie język stanął mi w gardle. Nie miałam pojęcia co sensownego powiedzieć. W końcu palnęłam, to co pierwsze przyszło mi do głowy:
- Co lubisz robić w wolnym czasie?
Najchętniej teraz walnęłabym się w łeb. Nie wiedziałam, że umiem tak beznadziejnie wybierać tematy. Pozostało mi tylko czekać na jego odpowiedź, choć - po jego minie - domyśliłam się, że nie spodziewał się tak "prostego" pytania.

<Cosmo?>

piątek, 25 lipca 2014

Od Azazela c.d. Beatrice

Wadera odeszła, mówiąc coś o śniadaniu, jednak usłyszałem tylko ostatnie jej słowo. "Śniadanie"... Faktycznie, pora na śniadanie. Ale nie miałem ochoty teraz pędzić do watahy, żeby zbierać wilki na zbiorowe polowanie. Z resztą, jeszcze za wcześnie. Nikt nie będzie raczył nawet ruszyć się z leżanek. Po co ich więc wyciągać?
Mój pysk zaatakował nagły powiew wiatru. Zatrząsłem łbem; był to dość dziwny odruch obronny przeciw nieznanemu przeciwnikowi. Po chwili zrozumiałem, że to, co mnie "napadło" to tylko powiew chłodnej bryzy. Chłodnej? Nie, ona była przeraźliwe zimna! Zapowiadało się na koniec ciepłych dni. Potrząsnąłem sierścią, chcąc się trochę rozgrzać. Niewiele to dało.
Skierowałem wzrok na wielką skałę obok mnie. Nie miałem zielonego pojęcia jakie zwierzę mogło unieść takiego kolosa i ułożyć wraz z resztą w ten krąg. Może to nie było zwierzę, tylko jakiś anioł? Albo diabeł? Tak czy siak, pewnie nigdy tej osoby nie poznam. Szkoda. Te dziwne, nieznanego pochodzenia twory niezwykle mnie pasjonowały.
Niebo rozjaśniało już całkowicie. Było niemal całkowicie białe. Nad ziemią rozłożyła się siwa mgła. Pięknie to wyglądało z tej wysokości. Mógłbym gapić się w te widoki bez końca, jednak nie mogę tak marnować cennych minut życia. "Nie znasz dnia ani godziny..."
Podniosłem się, odwróciłem i skierowałem w stronę ścieżki, prowadzącej w dół wzgórza. Powoli, uważając na łapy kroczyłem w dół, po dość stromym odcinku drogi. Kamienie i wystające spod ziemi korzenie nie ułatwiały mi bezpiecznego chodzenia. Kilka razy zahaczyłem o któryś z tych bezdusznych sabotażystów, jednak nie robiły mi one krzywdy.
Gdy uporałem się z tym najtrudniejszym odcinkiem, czekała na mnie spokojna ścieżka. Mogłem się niczym nie martwić. (Ranne ptaszki już wylatywały ze swoich gniazd i dziupli, by zacząć jak co rano świergolić na całe gardło.) Mgła tu nie dosięgała, więc widoczność miałem świetną i nie musiałem się wysilać, by się nie zgubić.
Jednak dreszcz zaskoczenia wywołały chmury zmierzające w stronę terenów watahy. Z rana burza? Dość niespotykane. Może przejdzie bokiem.
Skręciłem lekko, by wejść wgłąb lasu. Szybciej wtedy dotrę do domu. Mijając krzywo rosnące sosny, przeskakując powalone już kłody i przechodząc nad suchymi korytami strumieni wyżłobionymi w glebie, z których zostały już tylko podłużne doły, zmierzałem jak najszybciej do watahy.
Byłem już u podnóża, gdy nagle coś zwróciło moją uwagę. Mianowicie pewien skrawek lasu, który wyglądał, jakby walczyły na nim dwa wściekłe rosomaki. Podszedłem bliżej. Na ziemi zalegała plama krwi. Zaschniętej już, brązowej, wilczej, krwi. Podniosłem wysoko łeb, postawiłem uszy na baczność, poderwałem lewą łapę do klatki piersiowej. Co tu się działo?
Mój wzrok podążył za dalszymi śladami. Małe plamki; tylko niektóre układały się w czytelny wilczy trop. Oczami wyobraźni zobaczyłem połamanego biedaka, całego zakrwawionego,  którego powoli ulatuje życie. Co sobie zrobił?
Nie zastanawiałem się nad tym dłużej i ruszyłem za tropem. Ktokolwiek to jest, pewnie potrzebuje pomocy. A jak nie, to zwykłego "do wesela się zagoi". Mniejsza z tym, trzeba go znaleźć.
Z marszu, przez szybki stęp, przeszedłem do wilczego galopu. Przebijając się przez paprocie i krzewy malin, cały czas miałem na oku trop. Zapachu tropionego nie mogłem wychwycić. Zagłuszała go woń wilgotnych roślin.
Po kilku minutach poszukiwań zobaczyłem w oddali wilczą sylwetkę.

<Beatrice?>

Od Azazela c.d. Latiki "Nasza historia"

Latica w życiu nie zignoruje mojego najostrzejszego głosu. Choćby nie wiem jak próbowała mnie olać, to i tak mój ryk zwycięży. Wrzask ten jest tylko o jeden stopień niżej od rękoczynów. Rzadko używam tej swojej broni, ale jak już używam, to zawsze działa.
Ruszyliśmy przed siebie, właściwie to ja szedłem przed siebie, a Latica człapała za mną. Stawiałem swoje wielkie łapy na suchej ziemi, zostawiałem w nich słabe ślady. Dlaczego rodzice zrobili mnie takim wielkim? Już jako szczeniak byłem większy od reszty miotu. Byłem dryblasem. A teraz jestem wielki jak bernardyn, tylko nieco szczuplejszy. A reszta miotu? Nie ma jej. Połowa zginęła w dzieciństwie, inne się pogubiły. Tylko ja zostałem. A potem nadszedł miot Latiki. Tam też tylko ona przeżyła. Ironia, przecież mógł przeżyć ktoś inny z jej miotu, ale NIE, oczywiście to ona musiała miała misję, aby mi uprzykrzać życie, jakby nie mógł by to robić ktoś inny.
Z nisko uniesionym łbem i uszami niemal przylegającymi do szyi, rozglądałem się przed siebie i podziwiałem "wspaniałe" widoki tego zadupia. Jak to dobrze, że stąd odchodzimy.

>>Latica?<<

Od Annayi c.d. Treg'a

Wyczułam wilczą obecność. Niedaleko od siebie. Słyszałam jego myśli. Były strasznie głośne, lecz niezrozumiałe. Minimalnie odwróciłam się. Moim oczom ukazał się żółty wilk. Treg. Odwrócił się na chwilę. Błyskawicznie poderwałam się do lotu. Udało mi się to zrobić bezszelestnie, tak, że nawet sowa by tego nie usłyszała. Złapałam się gałęzi sosny i przytrzymałam się. Wisząc do góry nogami, przytrzymując ciężkie skrzydła, patrzyłam co zrobi. Stracił mnie z oczu. Jest zdziwiony. Dość bardzo. Puściłam się i zawisłam w powietrzu nad nim. Spojrzał w górę i uśmiechnął się.
- Cześć - powiedział, ukazując białe ząbki.
- No hej - powiedziałam. Włosy wisiały mi bezwładnie i okrywały moją twarz dookoła. - Co tu porabiasz?

Treg?

od Shinai

Siedziałam na ławce jako postać ludzko podobna. Cały dzień był dziwny, od rana miałam wrażenie, że ktoś za mną idzie. Nawet teraz, jakby ktoś miał mi coś zaraz szepnąć do ucha. Czyżbym miała już dość psychicznie?Nie, to nie to... Przypomniało mi się. To ta godzina, ta doba - wtedy zawarłam kontrakt z Licorn'em. Chce świętować...? Niemożliwe, to demon. A z tego co wiem, te istnienia nie mają uczuć. Podobno.
Czasem się zastanawiam, czy się nie zabić. W sumie i tak nie byłabym wolna. Zawsze będzie za mną, jak cień. Nie pozbędę się go, nawet po śmierci. To klątwa...? Może. Do teraz tego nie pojmuję. Usłyszałam za sobą szmer. Odwróciłam się, widząc go.
Zamarłam. Nie potrafiłam czegokolwiek powiedzieć, nawet na jego specyficzne powitanie: "Jestem, kochanie...". Wrogowie świętują razem - to nie pasuje. Jego ironiczne zachowanie, moja tajemnicza cisza. Różnimy się od siebie za bardzo, by razem przebywać. Usiedliśmy na trawie. Przebywaliśmy na polanie, otoczonej górami. Na jej środku było naturalnie czarne jezioro.
- Ładnie tu... - mruknął z uśmiechem.
- Ta.. Lubię tu przebywać, czuję się wolna...
- Ale nie jesteś. - przerwał mi. Spojrzałam mu w oczy. Widać było, że jest poważny.
- Masz rację, należę tylko do Ciebie. Nigdy do basiora, nigdy do wadery, nigdy do rodziny. Tylko Twoja. - rzekłam, odwracając wzrok.
- Widzisz... "Morderca anioła" mówił, że Cię całował. Osobiście mam to w dupie, przypominam tylko, co się stanie, jak się oddasz mu, a nie mi.
- Wiem. Doskonale rozumiem. Poza tym, zmyśla. Nigdy się z nikim nie całowam, raczej nie będę.
Dokładnie tak. Nie mam prawa całować się z kimś innym, jest niezadowolony nawet jak rozmawiam. Jeśli jednak złamię ten rozkaz, będę cierpieć do końca życia, umrę sama, moje lęki zaczną istnieć na prawdę. Wolę już być posłuszna.
- Widzisz, mam wrażenie, że za mało spędzam z Tobą czasu.... - powiedział i nachylił się. Spodziewając się bólu, instynktownie zamknęłam oczy. Zamiast tego, poczułam jego usta. Pocałował mnie.
Nie mogłam go odepchnąć, nie miałam siły. Zaczął mi odpinać guziki z koszulii, w której byłam...
- Przestań... - wydyszałam, między pocałunkami.
- Naprawdę liczysz, że przestanę? Głupia. Należysz do mnie. Ja Ci tylko uświadomię, do jakiego stopnia...
Gdy już leżałam na trawie, w rozpiętej koszuli i podarych krótkich spodenkach, nagle przestał. Nerwowo wstałam i zakryłam się. Chciałam uciec, odbiec.. Ale nie mogłam. Przykuł mnie do ziemi.
- Skoro mamy świętować, to świętujmy! - zachichotał, widząc moją czerwoną twarz - Spokojnie, później będziemy kontynuować... A teraz... -wyjął szampana. Reszta wieczoru minęła bez problemu, omijając niektóre teksty. Było nawet miło, gdyby się czasem gryzł w język i gdyby oczywiście mnie nie całował i rozbierał na początku. Zjedliśmy nawet kolację, która została wcześniej przygotowana.
- Powiedz... Czemu mi pomagasz, starasz się....? - spytałam, a może raczej wydusiłam. Bałam się odpowiedzi. Myślałam, że odpowie coś głupiego. Miałam rację:
- Jesteś wyjątkowa, rozumiesz? Czy nic już do tego pustego mózgu nie dociera? Nadal nie rozumiesz... Od dawna zawierałem pakty z wilkami, ale mnie nie obchodziły. Potem zjawiłaś się Ty. Tajemnicze Zaćmienie duszy, powodujące ciche drżenie. Byłaś inna. Nie miła, nie towarzyska... Zostaliśmy wrogami. Nigdy nie przeżyłem czegoś takiego. Dlatego właśnie chcę Cię posiąść, aby nikt nie zrobił tego przede mną. Rozumiesz już?
- Myślę, że tak.
Pocałował mnie delikatnie, schodząc niżej, aż do szyi. Tam mnie ugryzł, po czym dalej się świetnie bawił. Poczułam jego rękę na moim udzie, delikatnie łaskoczącą. W jednej chwili nie mogłam się ruszyć. Naznaczył mnie runą.
- Ej! Co Ty... - uciszył mnie szybko. Zaklęcie się wyczerpało po 10 minutach. Całkowocie naga, obserwowałam go. Cieszył się.
- Nienawidzę Cię. - powiedziałam głośno i zdecydowanie.
- Ja też Cię nienawidzę, kotku. Tylko wiesz, nienawidzę do tego stopnia, że Cię kocham.
----
O tamtego czasu zrozumiałam. On mnie nienawidzi, a z tej nienawiści wyrosło ziarno miłości. Ja natomiast chętnie bym go zamordowała. Stanęłam na pudełku, wiążąc sobie pętle na szyi. Pudełko zniknęło, a ja zawisłam. Ale nadal żyłam. Wzięłam noż z kieszeni i wbiłam go w serce. Poleciała mi czarna krew... CZARNA. Nie mogłam się zabić. Zobaczyłam go, stał przy mnie.
- Przebudzisz się jako demon, aniele...

od Kleo c.d od Treg'a

- Może... - Odparł basior, po czym spojrzał na mnie uwodzicielsko.
- Ah tak? Nie licz na to!
- Na nic nie liczę, moja droga. Ja JUŻ wszystko mam...
Basior zbliżył się do mnie i...



( Treg? sorka, że krótko, ja na serio nie mam dużo czasu)

czwartek, 24 lipca 2014

Od Marilyn`a c.d. Jaśminy

- Dzięki za podrzucenie pod dom - powiedziałem do wadery, posyłając jej uśmiech. Wokół nas panowała już ciemność, pół księżyca filowało na niebie, a wiatr szarpał sosnami, porywając ich cudowny zapach. Wciągnąłem go i westchnąłem cicho.
- Nie ma sprawy - odparła radośnie. Jej futro powiewało lekko. Bez słowa przytuliłem ją po przyjacielsku i odwróciłem się do jaskini, po drodze mówiąc jeszcze "dobranoc". Jaśmina wróciła do siebie, a ja zagłębiłem się w mrok mojej ciasnej jaskini, na której ścianach znajdowały się odciski moich własnych łap. Odbiłem je, używając błota, aby nadać wnętrzu klimat. Bardzo podobał mi się efekt.
Ułożyłem się na mchowym posłaniu i rzuciłem się w objęcia Morfeusza.

<Jaśmina; jesteś bodajże nieobecna, ale jak będziesz chciała dokończyć, to proszę bardzo ;)>

Od Annayi c.d. Marilyn`a

- W porządku - odparłam, przedłużając samogłoski. Po co ja to robię? Może dlatego, że on wydaje się być dobrym kolegą? Gdyby go tak trochę poznać... Nieważne.
Poszliśmy na łąki, które były dziś piękniejsze niż zwykle. Żółte trawy, powiewające na wietrze, obijając od siebie promienie słoneczne, sprawiały wrażenie jakby błyszczały szczerym złotem. Na skraju lasu niższa trawa nadal mokra była od porannej rosy. Dalej, na słońcu widać było ciemne pszczółki i trzmiele, latające nisko w powietrzu. Nad tym pięknym widokiem rozpościerało się idealnie błękitne niebo. Bez żadnej chmurki.
- Jak pięknie - pomyślałam na głos. - Chodź na słońce, Marilyn.
Nie wiem czemu, ale strasznie spodobało mi się wypowiadanie jego imienia. Było takie ładne...

<Marilyn?>

Od Glassa

 Soundtrack: Daughter "Youth"

Zamknąłem oczy, chłonąc ostatnie ciepłe powiewy wiatru. Otaczały mnie wysokie drzewa, które dawały mi cień. Czuło się tu delikatną woń stęchlizny i żywicy świerkowej. Rosły tu małe czerwone kwiaty. A tak, to maki. Maki... Zacząłem jakimś patykiem, rysować te kwiaty w ziemi. Byłem tak pochłonięty pracą, że nie zauważyłem nawet wilka stojącego przede mną.
- Co ty kurna robisz? - zapytał osobnik.
- Rysuję. - odparłem nie spoglądając nawet na nowoprzybyłego. Nie obchodziło mnie z kim mam do czynienia.
Wilk jednym ruchem łapy, zniszczył mój obraz, przejeżdając po nim pazurami.
- Dlaczego to zrobiłeś? - zapytałem wprost.
- Bo mogę. - odparł z szyderczym uśmiechem.
- Nie wydaje mi się. - wyraziłem zwoje powątpiewanie z kamiennym wyrazem twarzy.
- A co? Zabronisz mi?! - zapytał z wściekłością na twarzy.
- Owszem. To mój obraz. Nie masz prawa go dotykać.
- Oczywiście, że mam prawo padalcu! Jestem Alphą, to są moje tereny, nie zabronisz mi! - zaczął już właściwe krzyczeć.
- Zabronię. Nie podlegam Twojej władzy.
Wilk już chciał się na mnie rzucić, kiedy odezwał się głos zza krzaków:
- Azazel? Gdzie jesteś? Co się tam dzieje?
- Żonka? - zapytałem z wyraźną kpiną w głosie.
- Stul pysk.
- Czyli, nie żonka.
Po chwil z krzaków wyszła brązowa wadera.
- Dzień Dobry. - przywitałem się z uśmiechem na twarzy.
- Ee... Hej. Bracie, szukam Cię już od pół godziny.
- No i co?
- A... kto to?
- Menda, która mi podskakuje.
- On mówi o mnie jakby co. - powiedziałem, dalej się szczerząc.

Azazel? Lub Latica?

Wiadomość do Zagrożonych

Jeśli jeszcze nie zauważyliście na blogu pojawiła się nowa strona pod tytułem ,,Zagrożeni". Przeniosłam tam wszystkie wilki które nie piszą opowiadań a do ich formularza dodałam datę do kiedy maja napisać. Były wymówki było ostrzeżenia a teraz plan wszedł w życie. Więc jeśli chcesz dalej należeć do watahy a jesteś na liście napisz opowiadanie. Jeśli nie to nie pisz opowiadania a w krótkim czasie się pożednamy :(
Były  ostrzeżenia  a teraz dzieje się naprawdę i tak dawałam wam mnóstwo czasu.
Może IJ* nie urwie mi głowy za ten pomysł XD
I z góry bardzo dziękuję za pisanie opowiadań innym wilkom:) Mimo wszystko nasz blog ma coraz mniej postów myślę że jednak  po stworzeniu tej strony to się zmieni :)


wasza prześladująca was alfa- Latika

Od Shinai - cukrowy świat iluzji

Siedziałam na balkonie zamku, zrobionego z piernika. Wiatr delikatnie muskał moje ciało, wprawiając mnie w stan błogości. Było ciepło, ale słodycze się nie roztapiały. Oglądałam cukrowy świat, w którym aktualnie byłam zauroczona. Panowała cisza, jakby istnienie zaraz miało się skończyć. Położyłam się do łóżka, stworzonego z waty cukrowej i zasnęłam.

~~Jak to się stało? ~~

Obudziłam się w środku nocy. W głowie znów miałam jęki i krzyki. Warknęłam tylko, łapiąc się za głowę. Czy to była migrena? Bardzo bolało.
- Pomóc? - usłyszałam i odwróciłam się. Na ławce siedział demon, bez skrzydeł, z szarymi włosami i kruczoczarnymi oczami.
- Nie...! Odejdź - syknęłam, znów łapiąc się za łeb. Rzucił mi dwa zioła.
- Jedno jest trujące, drugie nie. Jeśli jesteś "tą" osobą, wybierzesz właściwie. Roślinę musisz połknąć. - zaśmiał się i dalej obserwował. Wiedziałam, że lepiej z nim nie zadzierać. Był to legendarny "Kira Tenshi" nazywany też "Mordercą anioła". Moja wielka widza na temat ziół tu się raczej nie przyda. Powąchałam dwa przedmioty i bez wahania wybrałam.
Połknęłam zasuszone liście roślinki. Migrena ustała. On za to się zaśmiał. Stwierdził, że mam pięć minut na ucieczkę. Spojrzałam na niego jak na idiotę. Zabijał anioły, czyniąc z siebie potwora, ze zgniłą krwią. Nie biegłam, nie uciekałam. Po upływie pięciu minut, wstał. Złapał mnie za szyję, podduszając. Neutralny anioł, to byłam ja. Uważana za kogoś, kto nie wierzy w nic, a zarazem we wszystko. W świecie jego, w świecie tych potworów, byłam znana jako "Zaćmienie".
- Ofiarować się demonom, głupia. To tylko ciemność, cienie... Pokażę Ci świat bez tego - powiedział. Zamknęłam oczy, a gdy je otworzyłam, byłam na drodze, zrobionej z cukierków.
Rozejrzałam się, nie dowierzając. Ziemia, zrobiona była z żelków. Znaki drogowe, z czekolady. Domy, znajdujące się nieopodal - z wafelków. Zamiast wody w rzece, płynął gęsty, słodki sok. Most, wykonany z kostek cukru, lśnił w słońcu, a może raczej w pomarańczowym, wielkim, palącym się cukierku. Spojrzałam też na siebie:

 
     Poleciałam w górę, widząc, że to latająca wyspa, mająca też swój kres. Sok skapywał w otchłań, wszystko się jakby kończyło. Zauważyłam coś w rodzaju zamku. Poleciałam w to miejsce. Po drodze nie widziałam żadnego mieszkańca, żadnego stworzenia. Zapukałam do bram. Otworzył mi niby zwykły człowiek. Na jego głowie jednak zobaczyłam uszy - lwie uszy. Gdy się odwrócił, zauważyłem też ogon. Bez słowa za nim poszłam.
Mieszkaniec zamku wszystko mi wytłumaczył. To jednak tajemnica, której nie mogę zdradzić. Zaproponowano mi nocleg. Chętnie się zgodziłam. Poszłam za pokojówką, z uszami królika. Weszłam do komnaty i oniemiałam.
Było to wielkie pomieszczenie z balkonem. Jak wiadomo, z piernika. Dotknęłam swoich skrzydeł. Były miękkie i puszyste.
- Tutaj panienka poczeka na kolację, dobrze? - powiedziała kobieta.
- Oczywiście.
Po kolacji, położyłam się do łóżka. Nie mogłam jednak zasnąć. Kolejne próby, nie dawały skutku. Wyszłam więc na balkon i usiadłam na krzesełku. Myślałam, i myślałam nad moim losem. Czułam się czysta, ale wiedziałam - byłam tylko "Zaćmieniem", powodującym rozpacz. Odetchnęłam. Rozmyślałam już długi czas, po czym wpatrzyłam się w horyzont. Wiatr delikatnie muskał moje ciało, wprawiając mnie w stan błogości. Było ciepło, ale słodycze się nie roztapiały. Oglądałam cukrowy świat, w którym aktualnie byłam zauroczona. Panowała cisza, jakby istnienie zaraz miało się skończyć. Położyłam się do łóżka, stworzonego z waty cukrowej i zasnęłam.
Gdy otworzyłam oczy, byłam już w swoim świecie. Nie było już słodkości, byłam tylko ja, śmierć powodująca płacz. Poleciały mi łzy, chciałabym tam zostać. Zobaczyłam " Mordercę anioła ". Zaśmiał się.
- Naprawdę jesteś niesamowita. Ale to koniec. Cukrowy świat się skończył. Dobrze wiesz, że nie ma takiego. To była iluzja. Moja iluzja. Mimo, że to wiedziałaś, ignorowałaś to. Już rozumiem, dlaczego "on" tak bardzo o Ciebie zabiega. Ustawię się w kolejkę - zaśmiał się i zniknął.
~~~~
A ja...? A ja tylko marzę, by się tam jeszcze raz znaleźć. Czemu? Bo wiem, że zbliża się koniec - mój koniec.

wtorek, 22 lipca 2014

Od Beatrice c.d. Azazela

Siedząc na wyrżniętej przez stuletni deszcz skale, rozmarzonym okiem sunęłam po głębiach horyzontu. Nie zauważyłam nawet kiedy dosiadł się Azazel. Drgnęłam niespokojnie, nie podnosząc na niego wzroku.
Gwiazdy gasły nad południowo-wschodnim obszarem watahy. Poranna szarość wkradała się w nocny mrok. Wkrótce blaski wschodzącego słońca musnęły kopulczaste szczyty gór i po zalesionych stokach spłynęły na równinny, bezkresny las. Wzmagająca się jasność powoli rozpraszała opary otulające dziewiczą puszczę. Z mgieł wyłaniały się zadziwiające szczegóły krajobrazu. Jak okiem sięgnąć pięły się ku niebu wierzchołki wiekowych drzew. Promienie słoneczne coraz głębiej przenikały w mgliste ostępy nadamurskiego lasu, w którym ścieżki wydeptane przez ludzi krzyżowały się z tropami wilków, a podczas parnego lata, motyle o skromnym zabarwieniu ustępowały miejsca wielkim, pięknym motylom podzwrotnikowym.
Z zadowoleniem stwierdziłam, że mgła opada na ziemię. Spojrzałam w górę. Zachmurzone prawie od dwóch tygodni niebo nareszcie wypogodziło się i jaśniało w promieniach wschodzącego słońca. Pogodny, niemal bezwietrzny świst zwiastował przerwę w monsunowych deszczach. Przez mój pysk przemknął delikatny uśmiech.
- Pora na śniadanie – poderwałam się gwałtownie, zapalczywie wciągając w płuca rześkie, górskie powietrze. Nie czekając na basiora ruszyłam, jakby pchnięta niewidzialną ręką, ku skalistemu zboczu. O dziwo dopisywał mi wyborny humor. Niezgrabnie stawiałam łapy, odbiegając od rzeczywistości w wyobraźni. Nagle nastąpiłam na śliski kamień, porośnięty mchem. Zachybotałam się, chcąc złapać resztki równowagi, jednak na nic się to zdało. Upadłam, a potem scena potoczyła się jak łańcuszek. Zahaczyłam o wystający gzyms, rozdzierając sobie ramię i tym samym sprowadzając na siebie lawinę kamieni. Z łomotem osypałam się w dół. Wszystkiemu towarzyszył ogłuszający huk. W pewnym momencie przestałam czuć, słyszeć i widzieć. Wszystkie moje zmysły zaszły mleczną mgłą. Pierwsze wrażenie było… jakbym stała na progu do piekła, dosłownie. Gorąca purpura oblała moją twarz. Znajdowałam się u podnóża góry, ten koszmar miał się skończyć.
- Nienawidzę życia! – wycharczałam wściekle, z całych sił uderzając w pobliski kamień. Wróciło czucie. Tym razem uderzył we mnie żrący, przeżynający ciało na wskroś ból. – Wiedziałam, że tak będzie. Po co jest bycie miłą skoro i tak się skona? – syknęłam, brzydząc się krwi, którą byłam cała umazana. Nie mogłam pokazać się Azazelowi w takim stanie. Nie teraz. Zakręciło mi się w głowie, acz nie upadłam. Trzymając się za głęboką, uciążliwie piekącą ranę dokuśtykałam do ściany lasu.

{Azazel?}

Od Beatrice c.d. Treg'a

- Powiedzmy sobie, że nie mam ochoty rozmawiać z kimś twojego pokroju – od moich słów powiał przeszywający chłód. Wymownie podniosłam spojrzenie ku niegdyś błękitnemu, teraz żarzącemu się świetlistą czerwienią niebu. Mimo, iż grały we mnie głównie negatywne emocje, czułam zdziwienie. Obce wilki rzadko zagadują mnie w ten sposób. Uniosłam brwi, lustrując basiora dziwnym wzrokiem, jakbym chciała wyczytać mu myśli, choć świadomie nie o to mi chodziło. Jego sierść była koloru jaskrawego żonkila. Zwieńczenie wyglądu stanowiły ‘skarpetki’, nasada ogona i uszy węglowej barwy.
- Po co tu jeszcze stoisz? – zagrzmiałam, wyrywając go z zamyślenia. Zmrużyłam oczy, ostentacyjnie kładąc uszy. Choć dzień był nad wyraz piękny, wokół moich łap poczęła unosić się czarna, rosista mgiełka.
- Dotrzymuję ci towarzystwa – oznajmił pewny swojej mowy. Zauważyłam, iż on również ciekawie bada mnie wzrokiem. Drgnęłam niespokojnie i wolnym krokiem ruszyłam ku ścianie lasu, zostawiając w tyle błotniste odciski łap. Po chwili poczułam znajomą obecność oraz nierozłącznie towarzyszące mu szybki oddech i chlupoczące kroki. Odwróciłam się do wilka z pytającą miną.
- Towarzystwo – zrobiłam w powietrzu cudzysłów – jest mi w tym momencie zbędne – przewróciłam oczami.
- Cóż, nie wydaje mi się – posłał mi zawadiacki uśmiech, unosząc wysoko brwi. Po chwili zrównał ze mną kroku. Zaczerpnęłam głębokiego oddechu, mściwie zerkając na niego kątem oka.
- Słuchaj, nie nadużywaj mojej cierpliwości. Radzę ci z czystego serca – prychnęłam. Stoicki spokój bijący od tonu mego głosu, zaskoczył mnie samą.
- Dobrze wiedzieć, że masz czyste serce – uśmiechał się pod nosem. ‘Żesz on musi być taki czepialski’. Nagle zatrzymał się i uścisnął moją łapę. – Treg – przedstawił się, kłaniając szarmancko. Zrobiłam wielkie oczy, emanując wszechobecnym zdziwieniem. Nikt nigdy nie wystawiał przede mną takiego cyrku.
- Beatrice – rzekłam z wahaniem.

{Treg?}

od Latiki c.d od Azazela ,, Nasza historia"

Kiedy Azazel wyszedł. Wstałam i ryknęłam sama do siebie:
-Bufon...
Wyszłam później na powietrze i popatrzyłam z wyrzutem na siedzącego Azazela.
-Idziemy szukać watahy. -powiedział.
-Co?! - zapytałam.
-Idziemy szukać watahy.- powtórzył.
-Serio?! weź się ogarnij, tam zawsze będą traktować nas jak dzieci a tu jesteśmy wolni! Może nawet uda nam się założyć własną watahę.
Zaśmiał się:
-Że traktują cię jak dziecko to twoja sprawa, a wataha? Nigdy się nie rozkręci, lepiej nie marudź i rusz swój leniwy zad i chodź za mną!


Azazel?

od Cosmo c.d od Any

-No wiesz śliczna przyszedłem się ochłodzić. - odparłem po czym wskoczyłem do jeziora.
Po czym powiedziałem:
-No Ana, nie wskakujesz?
-Kto to jest Ana? - zapytała.
-No ty śliczna, jeśli chcesz mogę wymyślić coś innego.
Wadera uśmiechnęła się i wskoczyła do wody. Popływaliśmy chwilę.


Ana? (brak weny i czasu sory)

od Latiki c.d od Melisy

Postanowiłyśmy ż pójdziemy pod źrebaka.
Leżał biedny prawie bez duszy. Matka go porzuciła. Melisa patrzyła się na mnie jakbym chciał go zjeść po czym powiedziała:
-Ale chyba go nie zjemy. Prawda?
Zaśmiałam  się.
-Koni ja raczej nie jem. -powiedziałam uśmiechnięta po czym usiadłam obok konika.


Melisa?

Shnai zostaje wilkiem gamma!

Gratulacje Shinai, pisałaś długie i piękne opowiadania i się opłaciło! Brawo, Brawo i Brawo!!!

P.s: Nowe stanowisko proszę :)

od Shinai ,,Pomocny wróg"

" Uciekanie przed własnym strachem, to niedorzeczność. Pamiętaj, każdy się czegoś boi. "
Mamo, gdybyś tylko była ze mną, może nie czułabym się tak samotna. Może nie byłabym tu, może nie byłabym z Tobą. Ale samotność... Czy pisane mi to na wieczność?
- Nie jesteś sama, ja z Tobą jestem - powiedziała moja matka, z którą odbywałam właśnie rozmowę uczuciową. Tak, rozmawiałam z jej duchem.
- Nie ma Cię wśród żywych... - rzekłam, podchodząc do niej.
- Jestem w Twoim sercu, Shi... - zniknęła.
Cofnęłam się, gdyż stałam na jeziorze. Wracając do mojego domu, zauważyłam coś w krzakach. Chciałam podejść, ale miało jakby barierę ochronną, nie pozwalającą mi się zbliżyć. Zapragnęłam posiąść ten flakonik. Motywowało mnie to, że była chroniona. Musiało być cenne. Rzuciłam zioło w stronę eliksiru, który natychmiast do mnie przyleciał. Złapałam go i ruszyłam w stronę chaty.
Nie miałam pojęcia, jak niebezpieczne są to płyny. Otworzyłam i powąchałam z ciekawością. Zabolała mnie klatka piersiowa, umysł jakby przyćmiony, przez co straciłam możliwość racjonalnego myślenia. Widziałam, co robię, ale nie miałam na to wpływu. Domyśliłam się jak wyglądam. Żądza kwi, pragnienie ujrzenia martwych ciał, doprowadzało mnie do szaleństwa. Zawyłam cicho, za to bardzo przerażająco. Ruszyłam przez las, potem po łące, przez rzekę... Moja dusza, zmęczona, zasnęła. Wszystko się urwało....
Obudziłam się na szczycie wielkiej góry, bardzo blisko kilkunastu metrowej przepaści, gdzie widziałam prawdopodobnie, lawę. Wstałam i rozejrzałam się. Nie dość, że nic nie pamiętam, to jeszcze nie wie, gdzie jestem. Postanowiłam polecieć. Z góry jednak nic nie było widać, prócz nieznajomego, ciemnego lasu. Stwierdziłam, że lot nic nie da i wylądowałam. Poczułam swój zapach, jakbym kiedyś tędy szła. Ruszyłam po woni, w ciemności. Zauważyłam krew, dokładnie na mojej drodze. Po godzinie znalazłam zwłoki. Ogromnego, z pewnością silniejszego ode mnie wilka. Podpisałam się na jego ciele, krwią rozrobioną z błotem i trawą. Szybko to zamazałam, żal mi jednak było niewinnego. Zostawiłam na nim kwiaty - białe róże.
Bałam się strasznego lasu. Słyszałam jakby szmery, chichoty, szepty.... Biegłam, ile sił w łapach. Coś mnie goniło, dobrze o tym wiedziałam. Wzleciałam do góry, niestety tajemniczy stwór zrobił to samo. Jęknęłam. Nie chciałam się nawet obracać, by zobaczyć co to. Jedynie chciałam uciec. Obawa przed śmiercią, której nigdy nie było... Pomyślałam, że gdybym stała się postacią ludzko podobną, demonem, byłabym szybsza. Zmieniłam się i trzy razy szybciej uciekałam przed "tym". Podczas lotu zauważyłam jakby posąg. Stanęłam na moment, zapominając o całym świecie. Stwór mnie dopadł, rozcinając mi skórę. Złapał moją głowę, nie pozwalając mi się odwrócić. Nie mogłam zobaczyć, co to, kto to. Poczułam jak się zbliża do mojego ciała. Nagle odczuła przerażający ból. Próbowałam się uwolnić, odepchnąć stwora, niestety - na próżno. Uniosłam głowę, widząc, że to nie potwór. W tym momencie, zemdlałam z upływu krwi.
Zbudziłam się w jaskini, pełnej wzorów. Rzeźbione zapewne kwasem żrącym. Wystraszona rozejrzałam się. Miałam potargane włosy i porozrywane w niektórych miejscach odzienie. Odwróciłam się. Zdążyłam tylko zauważyć odlatującą sylwetkę podobną do człowieka. Bolało mnie całe ciało, zwłaszcza głowa. Postanowiłam lecieć dalej, ale nie mogłam... Moje skrzydło było prawdopodobnie złamane, nie mogłam nim ruszać. Odwróciłam się. Na skale ujrzałam twarz, przerażającą i paraliżującą. Była namalowana z krwi, sam ironiczny uśmiech z oczami. Wybiegłam z jamy i przerażona zeskoczyłam ze środka góry, na którym usadowiona była grota. Przez to, coś mi się stało z nogą.
Gdybym się zamieniła w wilka, miałabym jedno złamane skrzydło i łapę, a tak, mam przynajmniej jedno sprawne. Leciałam, mimo wielkiego bólu. Zaczynało mi się robić słabo, przestawałam widzieć. Zamazany obraz utrudniał widoczność, co sprawiło, że w pewnym momencie, nie wiedziałam, gdzie jestem. Unosiłam się coraz wyżej, w obawie, że zahaczę o drzewo. W pewnym momencie przestałam ruszać skrzydłami, z czego jednym złamanym. Robiłam się senna. Byłam gotowa na śmierć, koniec, byłby piękny.
- Robisz się kłopotliwa... - usłyszałam głos, po czym poczułam, jak ktoś mnie łapie. Zasnęłam.
Śniło mi się, że biegam z demonem, który ma szare włosy, jest piękny i życzliwy. Nagle, znikąd pojawia się Licorn i go morduje. Śmieje się ze mnie. Nagle widzę swoją matkę, oraz jego, jak jej dolewa coś do picia. Ona krzyczy, płacze, patrzy na mnie...
Spocona i ze łzami w oczach, wstałam w pobliżu znajomego jeziora. Obok mnie leżała karteczka: "Podziękuj mi za pomoc i za to, że okazałem się życzliwy". Domyśliłam się, że zostałam tu przyniesiona. Do tego, moje skrzydło było opatrzone i usztywnione, tak, jak noga. Rany i zadrapania widocznie przemyte.
- Jak mam podziękować? - mruknęłam do siebie. Karteczka nagle się spaliła, za to przyleciała nowa. " Służ mi jeden dzień "
- Chyba śnisz... - warknęłam i wrzuciłam kartkę do wody. Oczywiście pojawiła się kolejna: " Oh, wolisz zostać ukarana...? Spójrz za siebie, w górę, a zobaczysz, kto Cię uratował "
Bałam się odwracać. Zobaczę "go", to normalnie padnę z zaskoczenia. Niestety, moje przypuszczenia okazały się prawdziwe. Chciałam się tylko zapaść pod ziemię. Miałam dość, pobiegłam przed siebie. W głowie słyszałam tylko ten przerażający śmiech. Przybiegłam do domu i schowałam się na platformę, pod poduszki. Krzyknęłam ze złości i rozczarowania. Czemu mój wróg mi pomaga?!

od Treg'a c.d od Latiki

Wstałem powoli. Pomogłem alfie wstać.
- Może pójdziemy do lasu? Tam jest dużo cienia i chciałbym ci coś powiedzieć.
- Dobrze. - odparła z bladym uśmiechem.
Ach ten gorąc.
Poszliśmy do miejsca drzew. Razem z afą usiadłem i zacząłem.
- Nie chcę się wtrącać, ale twój brat chyba bardziej od Melisy lubi Beatrice...

Latika?

Od Azazela c.d. Latiki "Nasza historia"

- Ja pier***ę, Latica! - ryknąłem i zerwałem się na nogi. Moje łapy mocno zryły ziemię w norze. Z furią rzuciłem się na siostrę. Pchnąłem ją na ziemię przednimi łapami i by ją przytrzymać, usiadłem na niej okrakiem, na ile wilk mógł usiąść wspierając się swoimi wilczymi kolanami. Przybliżyłem pysk do jej twarzy i odsłoniłem wielkie, białe zęby. Ech, nie odsłoniłem, bo one zawsze są odsłonięte z powodu braku skóry.
- Mam ci coś zrobić, żebyś wyciągnęła z życia jakąś naukę?! - warknąłem do niej.
Latica energicznie pokręciła głową. W jej oczach malowało się przerażenie. Przeszedłem nad nią i wyszedłem z jaskini.


Latica? Brak weny ;___;

poniedziałek, 21 lipca 2014

Od Annayi c.d. Cosma

Ostatnio dość dużo wilków-samców nawiązuje ze mną kontakt. Czy ja jestem aż taką ciekawą osobą? No ale kultura przede wszystkim, nie ładnie jest się od razu gryźć, jak co niektórzy tutaj...
- Możemy to robić razem - zaproponował basior, po czym zaśmiał się dość niespotykanym śmiechem. - Chłodzić się, rzecz jasna.
Zaśmiałam się ponuro, aż brzuch mi zadrżał, po czym dodałam cicho: - Śmieszne. Cosmo, tak?
- W rzeczy samej. Ale nie przypominam sobie twojego imienia.
- Zapytaj się po prostu jak mam na imię...
- Eee... Jak masz na imię?
- Annayia mnie zwą - przedstawiłam się. - Co tu robisz... mały?

Cosmo?

Od Treg'a c.d. Aryi

Uśmiechnąłem się do siebie i poszedłem za Aryi'ą. Czego ona chce być sama? Po tym co mi zrobiła, szczerze bardzo ją lubię. Chciałbym by była moją przyjaciółką.
- Ej, pójdziemy nad jezioro? Gorąco tu jest. - odparłem idąc za waderą.
- Dalej tu jesteś? - zapytała po czym stanęła i odwróciła się do mnie .- Słuchaj.
- Nie to ty posłuchaj. - warknąłem. - Marsz nad jezioro. - rozkazałem.
Wadera uśmiechnęła się ironicznie, lecz poszła. Pomyślałem, że będę odpowiadał jej tak jak ona mi to może dojdę z nią do porozumienia.
Gdy dotarliśmy, ona usiadła i zamoczyła łapy. Ja położyłem się obok niej. Samica powiedziała do mnie:

Arya?

od Melisy c.d od Latiki

Przywitałam się z Azazelem. Pogadaliśmy prze kilka minut i odszedł.
- Cześć! - przywitałam się z Latiką.
- Hej.
- Wiesz widziałam w lesie małego źrebaka! Leży dalej pod drzewkiem. Nie tknęłam go bo pomyślałam, że pomogłabyś mi.
Wadera wstała i otrzepała się.
- Ym no dobrze.

Latika?

Od Treg'a c.d. Toxic


- Może od panienek- mrugnąłem porozuniewawczo.
- Ok. - odpowiedział z entuzjazmem.
Doszliśmy do wader i zacząłem pokazywać samicę i mówić jej imię.
- To Beatrice, Kleo, Saori, Annayia, Arissaka.... a na koniec urocze i bardzo miłe: beta Melisa i alfa Latika.
Toxic usiadł i powiedział:

Toxic?

od Latiki c.d od Melisy

Azazel patrzył na nas po odsłuchaniu opowieści.  Był całkiem zmieszany. Jednak jego wzrok cały czas był skupiony na Melisie na mnie nawet nie zerknął.
-No dobra jest dosyć późno. Idę do siebie. - powiedziałam przerywając minutę ciszy.
-Ja też już idę, wystarczy mi tego szalonego dnia. - powiedziała Melisa i odeszła w swoją stronę. A ja z Azazelem skierowlaiśmy się do siebie.
Rankiem obudziłam się i spostrzegłam że w jaskini nie ma Azazyla, tym większe było moje ździwienie gdy zobaczyłam go przed jaskinią. Rozmawiał z Melisą.




Melisa?

od Latiki

Wstałam dziś dosyć rano. Słońce dopiero pojawiało się na horyzoncie. Pomyślałam że skoro wszyscy jeszcze śpią spokojnie mogę sobie wziąć kąpiel.
 Wybrałam się nad najbliższe jeziorko. Rozejrzałam się czy nikogo nie ma. Nie było Więc wskoczyłam z wielkim pluskiem do wody. Uwielbiam wodę i uwielbiam pływać. Pływałam tak przez chwilę dopóki na brzegu nie pojawił się jakiś samiec i nie zauważył mnie.
-Witaj. - powiedział nieśmiało.
-O .... cześć. - powiedziałam skrępowana i schowałam  się po brodę w wodzie.


Jakiś samiec?

od Latiki c.d od Azazyla (Nasza historia w końcu!)

Tak dla przypomnienia jak to się zaczęło:


Urodziłam się w watasze Wolfish Hunter. Miałam w miarę udane dzieciństwo. Nie licząc ran na pysku które dosyć często dostawałam od ojca, za to że po prostu byłam sobą. Ojcowi nie podobało się że szlajałam się po nocach i zadawałam z wilkami z innego stada  ( głównie tzw. ,, Niegrzecznymi Samcami"). Matki nie miałam od dzieciństwa nie wiem dlaczego, podejrzewam że miało to związek z ojcem. Nie ustępliwie chodziłam na spacery z chłopakami. Kiedyś nawet jeden się do  mnie dobierała ale dałam mu radę. Kiedyś postanowiłam nie wrócić na noc. Brat zaczął mnie szukać. Odgonił chłopaków a sam nas zgubił.


A teraz aktualne:


Byłam na niego wściekła! Odgonił mi przyjaciół i jeszcze nas zgubił!
-Kur***! Ty ciołku jak zwykle wszystko zepsułeś! - krzyknęłam.
-Myślisz że mi się chce latać za taką gówniarą?!! Myślisz że chciałem się szlajać?!! Pomyśl chwilę zanim odpowiesz. - odpowiedział krzycząc.
Błąkaliśmy się po lesie. Nie znaleźliśmy żadnego znajomego miejsca ani wilka. Byliśmy wykończeni. Przespaliśmy się w jakiejś norze. Rano pierwsza się obudziłam i postanowiłam trochę pomęczyć Azazyla. Na dworze znalazłam jakieś owoce. Nie pamiętam ich nazwy ale pamiętam ze Azazel ich wprost nienawidzi. Zerwałam pare sztuk i wróciłam do jaskini. Otworzyłam mu pysk i szybko wepchnęłam mu  do pyska te owoce. Azazel obudził się i zaczął pluć przeklinając:
-...


Azazel?

od Cosmo (obiecana historyjka dla IJ* XD)

Jestem bo jestem, byłem bo byłem będę bo będę, wstałem dziś rano bo wstałem. Całuje się z każdą lepszą bo się całuje. I tak w kółko. Życie robi się nudne gdy każdego ranka musisz robić to samo.
Pewnego słonecznego dnia wyszedłem z jaskini. Poszedłem nad jezioro. Leżała tam pewna samica. Od razu zechciało mi się żyć. Podszedłem do samicy i położyłem się obok niej w cieniu.
-Cześć mała, co tu robisz?
-Chłodzę się a nie widać. - odpowiedziała uśmiechając się.




Annyaia?

od Latiki c.d od Treg'a

Było mi trochę wstyd że aż tak źle przedstawiłam Azazela w oczach Trega. Mimo wszystko ten mój braciszek nie jest taki zły.
-Wiesz co. Może trochę przesadziłam. Przyznam nie jest ideałem ani w jednym calu i potrafi być bezlitosny, ale no wiesz... To mój brat. Chyba się o mnie troszczy więc....  N0o po prostu ma też dobre dni. - powiedziałam.
-Aha. - odpowiedział chyba z niedowierzaniem Treg.
Leżeliśmy na trawie patrząc się w niebo i zgadywaliśmy kształty chmur. Nie wiem czemu ale miałam dosyć dziwne skojarzenia...
Np. jedna chmura przypominała mi walkę dwóch watach, kolejna przypominała mi walke Azazela z jakimś samcem alfą a jeszcze jedna kojarzyła mi się z porwaniem.
Dziwne...


Treg?

Od Aryi cd Treg'a


-Do szczęścia nie jest Ci potrzebne-warknęłam. Chciałam zeskoczyć, ale uświadomiłam sobie, że jestem za wysoko.
-No i jak zeskoczysz słonko?-uśmiechnął się basior.
-Normalnie-mruknęłam i przywołałam płaską skałę, na którą skoczyłam i przeniosłam się na ziemię. Rzuciłam kamieniem w chmurę, która się rozproszyła, a wilk spadł.
-Ej!-warknął.
-Live is Brutal, słonko. A ja tym bardziej-uśmiechnęłam się szyderczo i zaczęłam odchodzić.

Treg?

od Toxic c.d od Treg'a

-Hm...więc tak jestem nowy, tak możesz mnie oprowadzić i tak, chętnie poznam śliczne wadery.-powiedziałem.
-No to chodźmy.-powiedział i poszliśmy razem.
-A ty ile jesteś już w watasze?-spytałem.
-Długo.-odprał.
-No dobra, to od czego zaczynamy?


< Treg? Sory brak weny

niedziela, 20 lipca 2014

Od Treg'a

Szedłem dróżką, którą porastała trawa. Po jednej stronie ścieżki był długi szereg ogromnych drzew z zielonymi rozłożystymi koronami. Po drugiej, kolorowe róże. Zerwałem kilka o innym kolorze każda. Wiedziałem, że można zerwać tylko kilka, by coś zostało. Nasze wadery bardzo się starają, więc chciałem je docenić. Trochę pokuły mi łapy te kolce wredne.
Po rozdaniu róż podszedłem do jeziorka. Obmyłem łapy z krwi. Obłożyłem je środkami leśniczymi. Na tym to akurat się znam... Powoli stąpałem po twardej ziemi przed moją jaskinią. Postanowiłem nie wchodzić do tego zimnego pomieszczenia w tak ciepły dzień. Położyłem się pod drzewem. Zamknąłem oczy. Niestety nie na długo. Obudziły mnie donośne krzyki innego wilka. Wstałem jak najszybciej i pobiegłem w stronę głosu.

<Któryś wilk? :) >

Od Glassa "Moja historia"

Dla mniej wytrzymałych - teraz będą rzeczy dla Was nieważne:
Hm. Historia. Ciąg przyczynowo - skutkowy, który jak niektórzy twierdzą, da się przewidzieć. Mówią również, że lubi się powtarzać ta historia.
Dlaczego opowiadam tylko co zasłyszałem, zamiast własnych, przemyślanych opinii?
Mam tylko cztery lata. Cóż ja mogę wiedzieć o przeszłości? Historia jest dziedziną zbyt mi odległą abym ją poznał. Jedno jest jednak pewne - nikt, nigdy nie pozna mojej historii w całości.
•••
Urodziłem się 20 Października w niewielkiej jasknii na terenie niedużej watahy, o nazwie tak pompatycznej ( i tyleż bezsensownej ), że nie warto jej wspominać. Gdzie tylko nie niuchnąć czuło się tu zapach wiatru halnego, lawendy, jabłek typu Golden oraz delikatnie już " fermentujących " kopytnych. Gdy tylko otworzyłem swoje oczy, zobaczyłem uśmiechnięte plemie. Wszyscy cieszyli się z nowego członka watahy. Więc co? Miałem się rozpłakać jak idiota? Nie! Uśmiechnąłem się. I tak mi zostało do dzisiaj.
Moi rodzice byli niezwykłymi ludźmi, których szanować będę do śmierci. Jednak nie podobały mi się ich imiona; no bo kto to widział, aby faceta nazwać Hammer?! Imię Hammer - co w językach anglosaskich znaczy młotek - nie miało sensu. No bo, skoro jest Młotek, to od razu nazwijmy wujka Wkrętarka, bliźniakom walnijmy Śróbek i Gwoździlda, a stryjka od strony brata siostrzenicy Piła Udarowa! Bo jak po bandzie, to po bandzie!
Wracając do opowieści, miałem również rodzeństwo. Tak, moja kochana siostrzyczka. W dzieciństwie, byliśmy nierozłączni. Do czasu gdy się ożeniła. Tak, nie pomyliłem się. OŻENIŁA się. Jej wybranka miała na imię Jessica. Uwaga - teraz najlepsze. Miały razem dzieci.
Ich biologiczne dzieci.
Powiem, że nie mam zielonego pojecia jak tego dokonały.
Gdy tylko siostrunia opuściła dom i znalazła sobie wybrankę, przyszła kolej na mnie.
Na wszelkich weselach w watasze, stare ciotki poklepywały mnie po ramieniu i mówiły:
- Ty będziesz następny!
Przestały, gdy zacząłem im robić to samo na pogrzebach.
Pewnego dnia jednak coś się zmieniło.
Zacząłem inaczej patrzeć na świat i zachowanie
innych. Wiedziałem jednak pewną rzecz - to miejsce mnie ograniczało. Czułem się jak ptak w otwartej klatce - teoretycznie mogę wylecieć, ale co dalej? Jaki będzie świat poza wathą? Nie wiedziałem. Tak więc spakowałem manatki, pożeganłem się z rodziną i choć było mi ciężko na sercu - wyruszyłem w świat.
Poznałem wspaniałe osoby i miejsca, zdobyłem wiedzę i umiejętności. Nareszcie czułem się spełniony. Ale wtedy to poczułem. Samotność. Nie było obok mnie osób z którymi mógłbym dzielić się wiedzą, myślami i dobrymi radami.
Tak więc dotarłem tutaj - niby zwyczajna wataha, ale kto wie? Co mnie tu czeka?
Jedno jest pewne. 99% osób które to przeczytało, nie zrozumiało o co tu naprawdę chodzi.

Od Glassa c.d. od Lightning

Zmierzyłem waderę wzrokiem, zaś ta najwidoczniej zawstydziła się.
- Z wielką chęcią. - odparłem z uśmiechem na twarzy. Ruszyłem przed siebie. Ciepły wiatr targał moim futrem. Gdzie tylko okiem rzucić ( lub innym narządem wzroku, co kto tam ma ) cień rzucały wysokie jodły i majestatyczne sosny. Ściółkę zdobiły zaś grzyby, krzaki jagód i lawenda. W świetle południowego słońca, przedostającego się przez gałęzie wyżej wspomnianych drzew, unoszące się drobinki kurzu i pyłków, wyglądały wręcz magicznie.
Wadera po chwili dogoniła mnie. Szła ze spuszczoną głową, rzucając mi ukradkowe spojrzenia.
- Dlaczego się mnie wstydzisz? - zapytałem, wykładając kawę na ławę.

Lightning?

sobota, 19 lipca 2014

Od Jaśminy c.d. Marilyn'a

Po kilku minutach zrozumiałam sztukę i słowa basiora. Uśmiechnęłam się do niego, a on odwzajemnił uśmiech. Powoli się ściemniało.
- Bardzo dziękuję, że mnie tu przyprowadziłeś. - odparłam chowając głowę, czując, że się rumienie. - Chodźmy, robi się ciemno.
Samiec przytaknął. Mieliśmy długą drogę do jaskiń. Zaproponowałam:
- Może polecimy? Złap mnie za ogon.Wiem, że pomyślisz sobie: ona, mnie udźwignie? Ale ja naprawdę to zrobię.
Basior zrobił wielkie oczy , lecz zrobił to co powiedziałam.
Ja i on byliśmy pod wrażeniem jak doleciałam z nim pod jaskinie.

Marylin?

Od Melisy c.d. Azazela

Odwróciłam się w stronę mojego posłania patrząc na plamę krwi pod łożem. Spłynęła mi łza po policzku. Już do mnie wszystko dotarło. Uśmiechnęłam się blado do ducha ojca. Z wdzięcznością patrzyłam jak odchodzi. Odwróciłam się w stronę Azazela patrząc na dół.
- Wiesz, ja... ja muszę zrobić to co mi kazał.
- No ale o co chodzi? - dopytywał się.
- To przeze mnie. Ona, jak zostałam wygnana... To krew mojej matki. Zmarła po tym jak wracała do watahy... ja, to przeze mnie. Wiesz , ona mnie wszystkiego nauczyła. Płakała do tej pory, aż mnie znalazła i po tym jak ode mnie odeszła. Mój ojciec zmarł podczas wojny. Nie mógł znieść żałoby mojej matki. Ja dopiero teraz dowiedziałam się, że mam brata w twoim wieku. Hah, mogłam się tego domyślić. Te wszystkie demony i inne takie to za karę i krzywdę jaką jej wyrządziłam...
Wytarłam sobie łzy. Nie spojrzałam basiorowi w oczy. Może myśli sobie teraz , że jestem głupia i wredna. Poszłam ze spuszczoną głową idąc w stronę głębokiego jeziorka. Za to, że teraz wszyscy myślą na pewno: Melisa złamała swoje mamie serce, po tym jak ojciec ją wygnał. Już wolę umrzeć...

Azazel?

Od Marilyna c.d. Annayi

- Na spacer? - zdziwiłem się lekko. - Z tobą?
- No. Postraszymy bażanty na polu...
Uniosłem wysoko brew, a moje prawe ucho padło jak bez życia. Podniosłem się i odparłem:
- No, dobra. Ale nie zanudź mnie - mrugnąłem do niej zawadiacko.

Annayia?

piątek, 18 lipca 2014

Od Treg'a c.d. Annayi

Obudziłem się rano. Podbiegłem do najbliższego jeziorka i wskoczyłem z ciepłem. Ach fajnie tak zażyć poranną kąpiel. Po kilku minutach wyszedłem z zimna. Pomyślałem, że pójdę wyciszyć się do lasu. Przed moim ulubionym drzewem stała Annayia. Nie chciałem jej spłoszyć - ba - przeszkodzić w relaksie lub w tym co tam robiła. Poszedłem, więc dalej i jeszcze raz spojrzałem w stronę wadery . Ku mojemu zdziwieniu już jej nie było. Rozglądałem się za zarysem samicy. Usłyszałem na górze szelest. Podniosłem głowę i ujrzałem Annayię.
- Cześć - odparłem.

Annayia?

Od Azazela c.d. Melisy

Nie wiedziałem co powiedzieć.Warunek ten był dziwny i nie wiedziałem co o tym myśleć.
- Dlaczego Melisa ma umrzeć? - spytałem. - Dlaczego "to sam pech"? O to tu chodzi?
Niecierpliwie czekałem, aż któreś z nich odpowie na moje pytania. Wyczekująco patrzyłem to na jedno to na drugie.

<Meliso? Brak weny :/>

Od Annayi c.d. Treg'a

- Do zobaczenia - pożegnał się ze mną Treg, tuż przed lądowaniem.
- Cześć - odpowiedziałam i rozdzieliliśmy się. Basior wylądował przed swoją jaskinią, a ja poleciałam nieco dalej do swojej. Stanęłam na ziemi i weszłam do swojego domu. Przydałoby się chociażby umycie pyska na noc w rzece, ale po dzisiejszym dniu byłam tan zmęczona, że pozwoliłam sobie to olać. Położyłam się na swoim posłaniu i zamknęłam oczy, oddając się w objęcia Morfeusza.

(Treg? Chcesz dokończyć?)

Od Treg'a c.d. Annayi

Uśmiechnąłem się szeroko na widok wodospadu. Usiadłem przy waderze.
- Wow, piękny widok.
- Yhm. - przytaknęła.
Po kilku minutach zamoczyliśmy łapy w czystej wodzie. Wraz z samicą rozmawialiśmy śmiejąc się przy tym. Może Annayia zostanie moją przyjaciółką... Dzień powoli dobiegał końca. Wstałem i poleciałem z waderą do jaskiń. Pożegnaliśmy się podczas lotu.

Annayia??

Od Melisy c.d. Azazela

- Em ... Azazel, to mój ojciec. - odparłam pochylając głowę, wiedząc , że tamten mnie skarci.
- Hah, nie chcę słyszeć słowo ojciec, dobrze? - syknął do mnie duch.
Przytaknęłam tylko i spojrzałam ukradkiem na Azazela.
- Po coś tu przylazł?
- Alfa, jak sądzę? Tak? To posłuchaj: Melisa to sam pech. Aby się go pozbyć musi zamalować sobie ogon i nie odzywać się do alf przez 10 dni. Wtedy będę z niej dumny. Jeśli tego nie zrobi czekać ją będzie śmierć. - powiedział normalnie duch.

Azazel?

Od Annayi c.d. Treg'a

Po skończeniu opowiadania Treg znów wzbił się w powietrze i rozpoczął swoje akrobacje. Były wspaniałe. Wręcz zapierały dech w piersiach. Dołączyłam się. Pobawiliśmy się trochę, po czym polecieliśmy na północ. Zobaczyłam piękny wodospad i wylądowałam przy nim. Przyjrzałam mu się od góry do dołu.
- Piękny wodospad - powiedział Treg, który pojawił się za mną nie wiadomo skąd. Przytaknęłam mu cichym mruknięciem.

Treg?

Od Annayi c.d. Marilyn'a

- Eee... Dlaczego Ann? - spytałam.
- Bo to zdrobnienie od Annayia?
- Ale... Ja jestem Annayia, a nie Ann. Wolałabym, żeby mnie tak nie nazywać.
Marilyn spojrzał na mnie podejźliwie.
- Ok... - zgodził się.
Spuściłam nieco głowę, po czym do głowy wpadł mi pomysł.
- Chciałbyś pójść na spacer? - zaproponowałam.

(Marilyn?)

Od Treg'a c.d. Annayi

Uśmiechnąłem się. Chciałem sobie poleżeć jeszcze kilka minut po czym przerwałem panującą ciszę.
- Wiesz, latać nauczyły mnie konie...
- Hah, konie ? Serio? - zapytała z uśmiechem.
- Tak. Po tym jak uciekłem z watahy, znalazłem się na polanie...bardzo dużej. Dalej ujrzałem duże zwierzęta. Przy jednym stał człowiek. Podszedłem tam niepewnie. Dziewczyna miała gęste brązowe ozy, wysoka. Na głowie kowbojski kapelusz a na nogach buty do jazdy konnej. Gdy konie mnie zobaczyły od razu uciekły. Ona stała , po chwili zaczęła do mnie iść przy tym mówiła do mnie uspokajająco. Wzięła mnie na ręce. Opiekowała się mną 1 rok. Miała na imię Amy, 16 lat. Heh, konie stały się moim przyjacielem.... no a teraz moje akrobacje.

Annayia?

Od Marilyn'a c.d. Annayi

- Rozumiem, że mam zapomnieć, twoje ostatnie zdanie? - zapytałem. W moim głosie czuć było lekką pobłażliwość.
- Eee... Tak! Nie... Albo tak... Byłoby dobrze - wyjąkała Annayia.
- W porządku. Było tak powiedzieć od razu, Ann.
- Ann? - zdziwiła się wadera.
Spojrzałem na nią wzrokiem pytającym "coś nie tak?".

Ann? Brak weny...

Od Azazela c.d. Melisy

- Chwila, co tu się dzieje? - wtrąciłem się.
Duch spojrzał na mnie negatywnym wzrokiem. Mógłbym wręcz rzec "obrzydzeniem". Mimowolnie spojrzałem na niego tak samo.
Pewnie widziałem to dlatego, że ogólnie widzę duchy. Niezmiernie mi to pomagało. A już na pewno w tej sytuacji.
- Co to za diabelskie nasienie? - spytał ojciec Melisy.
- O mnie mówisz? - udałem, że jestem zdziwiony. - Melisa, mogę wiedzieć o co chodzi? - zwróciłem się do wadery. Ta spojrzała na mnie ponuro i odparła:

<Melisa?>

Od Annayi c.d. Treg'a

Spojrzałam niepewnie na chmurę i powoli wylądowałam. Wcześniej sprawdziłam, czy aby nie rozpłynie się pode mną. Złożyłam skrzydła i usiadłam.
- Nie wierzę, że kilka machnięć niewidzialnymi skrzydłami cię wykończyły - wyszczerzyłam się szelmowsko. Nie miałam zamiaru mu ubliżać. Powiedziałam to bardziej w formie zawadiackiej, przyjaznej zaczepki.
- Zobaczysz, jak cię zaraz wymęczę... jak znów polecimy - spojrzał na mnie, robiąc odważną minę.
- Dobrze, zobaczę - zgodziłam się i położyłam się ostrożnie.

Treg?

Od Treg'a c.d. Annayi

Uśmiechnałem się do wadery i poleciałem za nią. Porobiliśmy trochę akrobacji poczym zawołałem:
- Annayia , stój.
Samica uśmiechnęła się chytrze widząc, że kładę się na chmurze.
- Zmęczony? - zapytała.
- Troszeczkę. Ty też sobie klapnij.

Annayia?

Od Lightning

Zwiedzałam sama tereny watahy. Toxic i Monster poszli i zostałam sama.
Rzogladałam się dookoła. Nagle wpadłam na kogoś.
-Przepraszam...-pisnełam.
-Nic się nie stało.-wymamrotał.
-Jestem Lightnng. A ty?-spytałam podnosząc głowę.
-Glass.
-Chyba, jesteś nowy...Może...pójdziemy razem poznać tereny?


< Glass>

Od Treg'a c.d. Latiki

- O jej... myślisz, że Melisie też tak zrobi?
- Nie sądzę.
- Obyś miała rację.... Wydaje mi się, że on zarywa do Beatrice...
Wadera popatrzyła na mnie zdziwiona.
- Co?
- No tak. Chyba powinna sobie znaleźć innego chłopaka... szkoda mi jej ...


< Latika? Brak weny...>

od Treg'a c.d. Kleo


- Jeśli myślisz, że mam małą łepetynę to się mylisz.
- Naprawdę to... - tutaj wadera zaczęła zadawać mi dużo pytań , na które odpowiedziałem prawidłowo.
- Chodź do morza. - odparłem.
- Zgoda.
- A lubisz rzodkiewki?
- Wtf?
- Hah ty mnie chcesz tutaj podebrać.
- Może ...

Kleo?

od Treg'a c.d od Shinai

- Tak wadero jestem tutaj jeszcze. - odparłem z uśmiechem. - Ym co będziesz robiła?
- Nie twoja sprawa.- wysyczła idąc w stronę swojej jaskini.
Szedłem cały czas obok jej. Dałem samicy zatyczki do uszu znów zacząłem nucić.
Po kilku minutach siedziałem metr od wadery nad jeziorkiem. Przyglądałem się co robi.
- Co robisz? - zapytałem ponownie.

Shinai?

od Latiki c. dod Treg'a

Gdy  się położyłam powiedziałam:
-Och jak dobrze.
-Co dobrze? - zapytał ździwiony samiec i położył się obok.
-Że poszli.
-Nie lubisz Melisy i ...
Przerwałam mu:
-Melisę bardzo lubię, ale Azazel... no powiem szczerze nie przepadam za nim. - powiedziałam.
-Przecież to twój brat.
-Właśnie podałeś kolejny powód czego go nie lubię. -zaśmiałam się.
-Nie rozumiem.
-Przecież rodzeństwa za sobą nie przepadają a poza tym mam powody by mieć do niego niechęć...
-Jakie powody? -pytał dalej.
-Oj kiedyś zdażył się wypadek. A mianowicie pozwoliłam omedze polować a on... A on uderzył mnie tak mocno że krew się polała. Za głupie polowanie! Po prostu on nie panuje nad złością i tyle.


Treg?

od Kleo c.d od Treg'a

- Oczywiście, że tak... W Egipcie musiałam chodzić z mnustwem błaznów.
- Twój ojciec chciał cię wydać za nadwornego błazna?!
- Nie! Za księcia, ale.wszyscy zachowują się jak błaznowie.
- Aha...
- No co się dziwisz?!
- Nic. To po prostu D Z I W N E!
- No ale czemu?!
- Musiałaś mieć chłopaka, którego wogóle nie kochałaś, tylko dlatego że był księciem?!
- Yhy. To aż takie dziwne?
- Dla mnie tak.
- Cóż, być może masz za mały łepek, żeby zrozumieć.



(Treg?)

od Shinai c.d od Treg'a

- Zamkniesz się czy nie? - syknęłam i spojrzałam morderczym wzrokiem na samca.
- Nie zamknę się, nie jestem drzwiami. - odparł niewzruszony.
- Nie łaź za mną -warknęłam cicho i ruszyłam dalej. Nie zwracając uwagi na nadal idącego za mną natręta, weszłam do jaskini. Było tam niezbędne mi zioło. Złapałam je i schowałam. Wyszłam z jaskini.
- Nadal tu jesteś? - mruknęłam spoglądając na siedzącego przy jaskini basiora.

Treg?

Od Annayi c.d. Treg'a

Spojrzałam na niego miną "nie wierzysz we mnie?" i napięłam wszystkie mięśnie. Samiec zrobił coś podobnego. Bez słowa wzbiłam się w powietrze i energicznie machając skrzydłami, w sekundę znalazłam się w powietrzu. Treg chyba pojawił się tam w tym samym czasie co ja. Zwinnie zrobiłam salto do tyłu i poleciałam wyżej. Znajdowałam się teraz pięć metrów nad wilkiem. Mogłam więc dokładnie go obejrzeć. Rzeczywiście, nie widać było jego skrzydeł, ale dostrzegłam jak ruszają się jego łopatki. Czyli jednak ma te pióra. Zniżyłam się trochę i poleciałam przed siebie, dając mu migowy znak, żeby też leciał.

Treg?

Od Treg'a c.d. Annayi

- Heh, mam skrzydła, które nikt nie widzi. - odparłem z uśmiechem.
Wadera przewróciła oczami i odwróciła się , więc zrobiłem to samo.
- To idziesz czy boisz się latać? - zapytałem podchodząc do samicy.
Ona popatrzyła na mnie złowrogo.

Annayia?

Od Annayi c.d. Marilyn'a

- Widzisz, ja też - odparłam, przerywając ciszę. - Przypadek? Nie sądzę. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Możemy o tym zapomnieć? Wtedy będzie między nami pokój i nie będę w twoich oczach obrażalską pindą.
Nagle zaschło mi w gardle. Co ja palnęłam?! Właśnie dałam mu do zrozumienia, że chcę zrobić na nim wrażenie i zaistnieć w jego oczach. A przecież nie chcę! No... może trochę...
Basior spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem i wstał.
- Wcale nie widzę cię, jako obrażalską pindę - zacytował moją wypowiedź.
- Ech... Marilyn, ja to trochę źle sformułowałam - zdołałam wyjąkać. - Ja wcale...
Samiec przerwał mi:


(Marilyn?)

Od Azazela c.d. Beatrice

- Mhm - przytaknąłem, powoli machając ogonem. - W rzeczy samej.
- Dlaczego? - zapytała wadera.
- Bo mogę - odparłem wymijająco. - Bo chcę. Bo w górach zawsze może ci się coś stać, a ja nie chcę, żebyś sobie porysowała nos.
Wadera popatrzyła na mnie krzywo.
- Tak bardzo ci zależy na sprawieniu, żebym nie czuła się samotna?
- Być może - odparłem. Po tych słowach zapadła między nami cisza. Uwielbiałem jej dźwięk. Gdyby nie świst górskiego wiatru, byłaby idealna.
Przyjrzałem się skałom. Były wielkie i potężne. Wyglądały jak olbrzymy, ozdobione pięknymi runami, gorliwie czegoś pilnujące. Na pewno nie miały sobie równych wśród innych skał. Takim to nic nie podskoczy...
Beatrice zmieniła położenie. Zobaczyłem ją pod jednym z kamieni. Siedziała, plecami w moją stronę. Być może nad czymś myślała. Odetchnąłem głęboko górskim powietrzem i podszedłem bliżej.

Beatrice?

Od Annayi c.d. Treg'a

Po tym jak zadał to idiotyczne pytanie ("Umiesz latać?") miałam nadzieję, że sam odpowie sobie na pytanie. Na szczęście nie zawiodłam się. Zastanowiłam się nad jego propozycją, gdy przyszła mi do głowy myśl, która wszystko wykluczała.
- Ale ty nie masz skrzydeł! - przypomniałam mu. - Jak chcesz latać?

Treg?

Od Treg'a c.d. Annayi

- Ym śniły mi się głupoty... nie chciało mi się dalej spać.
Wadera zmęczonymi oczami popatrzyła na mnie po czym zapytała:
- Nowy?
- Tak, chociaż już dobrze znam tą watahę. - wziąłem wdech by ją o coś zapytać: - Umiesz latać?
Samica chyba nie chciała teraz o tym rozmawiać, więc dokończyłem za nią.
- Na pewno. Polatasz ze mną?

Annayia?

Od Melisy c.d. Azazela

Dźwięk był nie do zniesienia. Choć... słyszałam kiedyś ten okrutny , donośny pisk lub krzyk. Nie zasłoniłam uszu.
- Co to jest? - syknął Azazel
Widać było, że jego uszy nie mogą wytrzymać. Podeszłam do niego i schowałam go w mojej skrytce, o której nikt nie wiedział. Nagle krzyk ucichł i przede mną pojawił się duch mojego ojca. Prawie zemdlałam. On podszedł do mnie. Chwycił za ogon rzekł:
- Hah, myślałem, że zginęłaś. A to pech, że jeszcze żyjesz. Przez ten ogon przynosisz same zło. Hmm może jak go zamalujesz i przez 10 dni nie będziesz nic mówiła do alf... wtedy pech odejdzie.
- Aa to przez ogon? - łpatrząc na łapy ojca.
Wtedy do rozmowy dołączył się Azazel.

Azazel?

Od Annayi c.d. Treg'a

Przyjrzałam się basiorowi. Był wysoki, żółty i wyglądał na silnego. Niestety charakteru nie da się odczytać z oczu.
- Annayia. Miło mi... chyba - odparłam.
- Co tu robisz całkiem sama? - zapytał.
- To nie powinna być twoja sprawa - mruknęłam, jednak po chwili odpowiedziałam na jego pytanie: - Leżę i rozmyślam. A jestem sama, ponieważ większość wilków jeszcze śpi. Większość - dodałam, patrząc na niego wymownie.
- Przeszkadzam ci?
Zastanowiłam się chwilę.
- Nie. Po prostu nie spodziewałam się towarzystwa o tak wczesnej porze. - Westchnęłam cicho. - A ty? Co tu robisz tak wcześnie?

Treg?

czwartek, 17 lipca 2014

Od Treg'a

- Czy mi się to śni?- zapytałem samego siebie widząc latające krowy. - TAK.
Obudziłem się wcześnie rano. Wstałem i pobiegłem nad jeziorko. Zobaczyłem waderę ze skrzydłami . Podszedłem do niej. Leżała na trawie... chyba była czymś zmartwiona.
- Cześć Treg jestem. - rzekłem siadając obok samicy.
Odwróciła powoli głowę.

Annayia?

Nowy wilk - Glass!

http://magicznewilkiopowiadania.blox.pl/resource/Eagle.jpg
Imię: Glass.
Płeć: Basior.
Wiek: 4 lata.
Ranga: Omega.
Stanowisko: Wróżbita.
Cechy charakteru: Glassa można opisać wieloma przymiotnikami, tymi gorszącymi i lepszymi. Jednak jedna cecha opisuje całego jestewo - odmienny. Basior ten lubi rozmyślać. O tak, uwielbia przewidywać przyszłość, myśleć o życiu i świecie, rozwiązywać najtrudniejsze zagadki i problemy. Ma on wręcz nadprzyrodzone umiejętności znajdowania wyjścia z każdej sytuacji, dlatego, wiele wilków pyta go o radę. Lubi pomagać innym - daje mu to satysfakcję. Nie lubi przemądrzalców i osób które głoszą " jakże głębokie " mądrości. Na dodatek, sami tych prawd nie rozumieją. Często się uśmiecha - każdy jest piękniejszy i lepszy z wykrzywionymi pod kątem 30 stopni kącikami ust. Lubi pisać i malować - ma do tego smykałkę. Glass jednak nie jest typowym wrażliwcem, który rozpłacze się na widok kromki chleba. Nie boi się zabijać, lecz nie zamorduje niewinnej duszy. Lubi słowne utarczki. Czasami bywa sarkastyczny i opryskliwy, lecz na codzień jest zazwyczaj zamyślony i/lub uśmiechnięty.
Moc: Jedną z mocy Glassa jest przepowiadanie przyszłości. Podczas wizji normalnie funkcjonuje, ale nie widzi. Oprócz tego, potrafi się kamuflować poprzez zmianę koloru futra. Kontaktuje się przez myśli z fauną i florą.
Druga połówka: Jestem cały, nie mam drugiej połówki.
Rodzina: Matka - Dove,
Ojciec - Hammer,
Siostra - Black,
Dziadek - Patience,
Babcie - Wisdom.
Historia: Urodził się w małej watasze, wtulonej w fioletowe góry. Po szczęśliwych i spokojnych chwilach w watsze, postanowił wyruszyć w świat i zdobyć wiedzę. Po długich wędrówkach, dotarł do WB. Co przyniesie pobyt w nowym miejscu?
Autor postaci: Glass Eye

Od Treg'a

Chodziłem wąską dróżką. Na drodze napotkałem nowego wilka.
- Cześć Treg jestem . Widzę, że jesteś nowy. Mogę cię oprowadzić i zapoznać z ślicznymi waderami. - rzekłem z uśmiechem od ucha do ucha.
Pomyślałem, że może on będzie moim przyjacielem. Fajnie by było.
- Ym Toxic. - odpowiedział z trochę wahaniem w głosie, po czym dodał:


Toxic?

Od Treg'a c.d. Latiki

Siedzieliśmy z jedzeniem pod nosem. Było bardzo smaczne. Po skończonej uczcie wylizałem pyszczek z krwi.
- Pójdziemy na polanę poleżakować? - zapytałem patrząc na pozostałe wilki.
- Ja i Melisa nie możemy. Mieliśmy pójść na plażę. - powiedział basior patrząc na waderę siedzącą obok niego.
Uśmiechnąłem się porozumiewawczo do Latiki. Na szczęście tamci tego nauważyli.
Pożegnaliśmy się z parą. Wraz z waderą poszedłem na polanę. Latika położyła się i rzekła:

Latika?

Od Azazela c.d. Melisy

Śmiech niemal rozerwał mi uszy. Jęknąłem cicho i rozejrzałem się dookoła.
- Kto to? - zapytałem.
Śmiech był głośny, przerażający, szyderczy, pusty. Okropnie drażnił uszy. Nie chciałem tego słuchać. Podniosłem przednią łapę i zakryłem nią jedno ucho. Tak często zachowują się psy.
- Co to jest? - syknąłem.

Melisa?

Konkurs na nagłówek bloga roztrzygnięty!

Czas na ogłoszenie wyników. W konkursie wzięły udział dwie osoby. 

Konkurs na nagłówek wygrywa...
*dźwięk perkusji*
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
*wilcze wycie*
eri13!

Drugie miejsce zajmuje:
brienne!

Gratulujemy dwóm uczestniczkom. Obie wysłały piękne prace, jednak zwycięzca może być tylko jeden.
Wilczyca eri13, Szanante zostaje przeniesiona stanowisko Gamma, a brienne z Beatrice dostaje 30 WS za drugie miejsce.

Jeszcze raz gratulujemy i dziękujemy za wysłane prace!

Ps. Z okazji 400-u postów ja też zorganizuję jakąś nowość. Co byście powiedzieli na playlistę?

od Latiki c.d od Treg'a

Treg widocznie zna się nieco na roślinach. Gdyby nie on mogło by dojść do najgorszego. Gdy Azazel i Melisa podeszli, Treg ostrzegł ich przed niebezpiecznym kwiatem.
-Może chodźmy gdzieś we czwórkę? - zapytałam. - Na polowanie?
Azazel popatrzył się na mnie zły i powiedział:
-Nie zaczynaj znów!
Wtedy przypomniała mi się historia z Axelem i to jak mi się za to oberwało. Szybko się poprawiłam:
-Nie polowanie to jednak głupi pomysł. - powiedziałam i zła popatrzyłam na Azazyla, nigdy nie wybaczę mu co mi zrobił.
Azazel uśmiechnął się złośliwie (jak to on).
-Ja myślę że polowanie to dobry pomysł. - powiedziała Azazel.
Popatrzyłam na niego ździwiona.
-Choć Latikia po drodze widzieliśmy sarnę, szybko ją złapiemy i wrócimy .- powiedział mój wredny braciszek.
Treg i Melisa posłusznie na nas czekali a ja i Azazel zabiliśmy sarnę i wróciliśmy z mięsem.
Wszyscy zaczęli jeść. Nagle Treg szepną mi na ucho:
-Czemu ja i Melisa nie mogliśmy z wami zapolować?
-Bo omegi nie mogą polować. Kiedyś jak pozwoliłam Axelowi zapolować gdy był omegą Azazel dał mi nauczkę. Ale teraz nie gadaj tylko jedz. - powiedziałam i uśmiechnęłam się.


Treg?

Od Treg'a c.d. Kleo


- Ym, przejdziesz się ze mną na plażę?
Wadera przytaknęła cicho z lekkim uśmiechem.
Poszliśmy razem przez las. Była dookoła cisza. Słyszeliśmy tylko stąpania łap na suche, kruche gałązki. Gdy dotarliśmy na koniec lasu, złapałem Kleo za rękę i skoczyłem z samicą w dół. Wstaliśmy powoli cali w ziarenkach piasku. Otrzepaliśmy się. Uśmiechnąłem się do wadery. W ciszy przeszliśmy kawałek i usiedliśmy. Zaczęliśmy oglądać zachód słońca. Kleo opowiedziała mi całą swoją historię. Heh, ona miała tam rewelacyjnie. Ja na odwrót, więc gdy skończyła podjąłem nowy temat rozmowy.
- A ty miałaś kiedyś chłopaka?

Kleo?