niedziela, 20 lipca 2014

Od Glassa "Moja historia"

Dla mniej wytrzymałych - teraz będą rzeczy dla Was nieważne:
Hm. Historia. Ciąg przyczynowo - skutkowy, który jak niektórzy twierdzą, da się przewidzieć. Mówią również, że lubi się powtarzać ta historia.
Dlaczego opowiadam tylko co zasłyszałem, zamiast własnych, przemyślanych opinii?
Mam tylko cztery lata. Cóż ja mogę wiedzieć o przeszłości? Historia jest dziedziną zbyt mi odległą abym ją poznał. Jedno jest jednak pewne - nikt, nigdy nie pozna mojej historii w całości.
•••
Urodziłem się 20 Października w niewielkiej jasknii na terenie niedużej watahy, o nazwie tak pompatycznej ( i tyleż bezsensownej ), że nie warto jej wspominać. Gdzie tylko nie niuchnąć czuło się tu zapach wiatru halnego, lawendy, jabłek typu Golden oraz delikatnie już " fermentujących " kopytnych. Gdy tylko otworzyłem swoje oczy, zobaczyłem uśmiechnięte plemie. Wszyscy cieszyli się z nowego członka watahy. Więc co? Miałem się rozpłakać jak idiota? Nie! Uśmiechnąłem się. I tak mi zostało do dzisiaj.
Moi rodzice byli niezwykłymi ludźmi, których szanować będę do śmierci. Jednak nie podobały mi się ich imiona; no bo kto to widział, aby faceta nazwać Hammer?! Imię Hammer - co w językach anglosaskich znaczy młotek - nie miało sensu. No bo, skoro jest Młotek, to od razu nazwijmy wujka Wkrętarka, bliźniakom walnijmy Śróbek i Gwoździlda, a stryjka od strony brata siostrzenicy Piła Udarowa! Bo jak po bandzie, to po bandzie!
Wracając do opowieści, miałem również rodzeństwo. Tak, moja kochana siostrzyczka. W dzieciństwie, byliśmy nierozłączni. Do czasu gdy się ożeniła. Tak, nie pomyliłem się. OŻENIŁA się. Jej wybranka miała na imię Jessica. Uwaga - teraz najlepsze. Miały razem dzieci.
Ich biologiczne dzieci.
Powiem, że nie mam zielonego pojecia jak tego dokonały.
Gdy tylko siostrunia opuściła dom i znalazła sobie wybrankę, przyszła kolej na mnie.
Na wszelkich weselach w watasze, stare ciotki poklepywały mnie po ramieniu i mówiły:
- Ty będziesz następny!
Przestały, gdy zacząłem im robić to samo na pogrzebach.
Pewnego dnia jednak coś się zmieniło.
Zacząłem inaczej patrzeć na świat i zachowanie
innych. Wiedziałem jednak pewną rzecz - to miejsce mnie ograniczało. Czułem się jak ptak w otwartej klatce - teoretycznie mogę wylecieć, ale co dalej? Jaki będzie świat poza wathą? Nie wiedziałem. Tak więc spakowałem manatki, pożeganłem się z rodziną i choć było mi ciężko na sercu - wyruszyłem w świat.
Poznałem wspaniałe osoby i miejsca, zdobyłem wiedzę i umiejętności. Nareszcie czułem się spełniony. Ale wtedy to poczułem. Samotność. Nie było obok mnie osób z którymi mógłbym dzielić się wiedzą, myślami i dobrymi radami.
Tak więc dotarłem tutaj - niby zwyczajna wataha, ale kto wie? Co mnie tu czeka?
Jedno jest pewne. 99% osób które to przeczytało, nie zrozumiało o co tu naprawdę chodzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz