- Dzięki za podrzucenie pod dom - powiedziałem do wadery, posyłając jej uśmiech. Wokół nas panowała już ciemność, pół księżyca filowało na niebie, a wiatr szarpał sosnami, porywając ich cudowny zapach. Wciągnąłem go i westchnąłem cicho.
- Nie ma sprawy - odparła radośnie. Jej futro powiewało lekko. Bez słowa przytuliłem ją po przyjacielsku i odwróciłem się do jaskini, po drodze mówiąc jeszcze "dobranoc". Jaśmina wróciła do siebie, a ja zagłębiłem się w mrok mojej ciasnej jaskini, na której ścianach znajdowały się odciski moich własnych łap. Odbiłem je, używając błota, aby nadać wnętrzu klimat. Bardzo podobał mi się efekt.
Ułożyłem się na mchowym posłaniu i rzuciłem się w objęcia Morfeusza.
<Jaśmina; jesteś bodajże nieobecna, ale jak będziesz chciała dokończyć, to proszę bardzo ;)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz