Latica w życiu nie zignoruje mojego najostrzejszego głosu. Choćby nie wiem jak próbowała mnie olać, to i tak mój ryk zwycięży. Wrzask ten jest tylko o jeden stopień niżej od rękoczynów. Rzadko używam tej swojej broni, ale jak już używam, to zawsze działa.
Ruszyliśmy przed siebie, właściwie to ja szedłem przed siebie, a Latica człapała za mną. Stawiałem swoje wielkie łapy na suchej ziemi, zostawiałem w nich słabe ślady. Dlaczego rodzice zrobili mnie takim wielkim? Już jako szczeniak byłem większy od reszty miotu. Byłem dryblasem. A teraz jestem wielki jak bernardyn, tylko nieco szczuplejszy. A reszta miotu? Nie ma jej. Połowa zginęła w dzieciństwie, inne się pogubiły. Tylko ja zostałem. A potem nadszedł miot Latiki. Tam też tylko ona przeżyła. Ironia, przecież mógł przeżyć ktoś inny z jej miotu, ale NIE, oczywiście to ona musiała miała misję, aby mi uprzykrzać życie, jakby nie mógł by to robić ktoś inny.
Z nisko uniesionym łbem i uszami niemal przylegającymi do szyi, rozglądałem się przed siebie i podziwiałem "wspaniałe" widoki tego zadupia. Jak to dobrze, że stąd odchodzimy.
>>Latica?<<
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz