Wadera popędziła na słońce, a ja poczłapałem za nią.
- Trochę za gorąco na siedzenie na słońcu... - mruknąłem, jednak chyba mnie nie usłyszała. Była już za daleko. Podniosłem wzrok i zobaczyłem, jak kładzie się na trawie. Niemal straciłem ją z oczu. Ta trawa była mocno za wysoka.
Nagle wpadł mi do głowy szatański pomysł. Mogę chodzić w słońcu, biegać, pracować, ale nie leżeć. Udaru bym dostał.
Zacząłem się do niej skradać. Cicho, bezszelestnie. Sunąłem niemal na brzuchu i nie spuszczałem jej z oczu. Leżała na ziemi i nawet nie zwróciła na mnie uwagi. Dobrze...
Bez wykrzyknięcia żadnego ryku, czy innych rzeczy, które się zwykle wykrzykuje podczas ataku, skoczyłem na nią i zaatakowałem ją pazurami. Krzyknęła przestraszona i przystąpiła do obrony.
Annayia?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz