- Powiedzmy sobie, że nie mam ochoty rozmawiać z kimś twojego pokroju –
od moich słów powiał przeszywający chłód. Wymownie podniosłam spojrzenie
ku niegdyś błękitnemu, teraz żarzącemu się świetlistą czerwienią niebu.
Mimo, iż grały we mnie głównie negatywne emocje, czułam zdziwienie.
Obce wilki rzadko zagadują mnie w ten sposób. Uniosłam brwi, lustrując
basiora dziwnym wzrokiem, jakbym chciała wyczytać mu myśli, choć
świadomie nie o to mi chodziło. Jego sierść była koloru jaskrawego
żonkila. Zwieńczenie wyglądu stanowiły ‘skarpetki’, nasada ogona i uszy
węglowej barwy.
- Po co tu jeszcze stoisz? – zagrzmiałam, wyrywając go z zamyślenia.
Zmrużyłam oczy, ostentacyjnie kładąc uszy. Choć dzień był nad wyraz
piękny, wokół moich łap poczęła unosić się czarna, rosista mgiełka.
- Dotrzymuję ci towarzystwa – oznajmił pewny swojej mowy. Zauważyłam, iż
on również ciekawie bada mnie wzrokiem. Drgnęłam niespokojnie i wolnym
krokiem ruszyłam ku ścianie lasu, zostawiając w tyle błotniste odciski
łap. Po chwili poczułam znajomą obecność oraz nierozłącznie towarzyszące
mu szybki oddech i chlupoczące kroki. Odwróciłam się do wilka z
pytającą miną.
- Towarzystwo – zrobiłam w powietrzu cudzysłów – jest mi w tym momencie zbędne – przewróciłam oczami.
- Cóż, nie wydaje mi się – posłał mi zawadiacki uśmiech, unosząc wysoko
brwi. Po chwili zrównał ze mną kroku. Zaczerpnęłam głębokiego oddechu,
mściwie zerkając na niego kątem oka.
- Słuchaj, nie nadużywaj mojej cierpliwości. Radzę ci z czystego serca –
prychnęłam. Stoicki spokój bijący od tonu mego głosu, zaskoczył mnie
samą.
- Dobrze wiedzieć, że masz czyste serce – uśmiechał się pod nosem. ‘Żesz
on musi być taki czepialski’. Nagle zatrzymał się i uścisnął moją łapę.
– Treg – przedstawił się, kłaniając szarmancko. Zrobiłam wielkie oczy,
emanując wszechobecnym zdziwieniem. Nikt nigdy nie wystawiał przede mną
takiego cyrku.
- Beatrice – rzekłam z wahaniem.
{Treg?}
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz