Westchnęłam cicho i położyłam się na trawie w pewnej odległości od Marilyn'a. Wilk miał zamknięte oczy i się nie odzywał. Może spał?
Z nudy i samotności zaczęłam liczyć źdźbła trawy przed moim nosem. Jedna, druga, trzecia, czwarta, piąta, szósta, siódma, ósma, dziesiąta, trzynasta, szesnasta, dwudziesta, czterdziesta piąta, pięćdziesiąta pierwsza, sześćdziesiąta dziewiąta... W końcu mi się to znudziło i przymknęłam oczy.
- Annayia? - usłyszałam. Natychmiast otworzyłam swoje ślepia. - Czego nadal tu jesteś?
- Ach... Już sobie idę - mruknęłam i podniosłam swoje cztery litery. Człapiastym krokiem ruszyłam w stronę słonecznej polany, na której wygrzewały się wilki.
Marilyn? Brak pomysłu :/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz