sobota, 5 lipca 2014

Od Aryi ,,Historia"

*Kilka lat temu*
Obudziłam się jak zawsze w złym humorze. Moja siostra - Amber, już bawiła się z młodymi Betami - SwiftKill'em i BloodSpill'em. Obok nich siedziała młoda Gamma - Sasha, jak zwykle zaczytana w jakąś księgę. Wtedy spojrzałam w lewo i zobaczyłam śpiącą Glimmer. Nasza piękność - młoda Delta. Podniosłam się z zimnej, kamiennej posadzki i przeciągnęłam się.
-Hej Arya!-zawołał SwiftKill.-Może się z nami pogryziesz?
-Daruj sobie-mruknęłam i wyszłam z jaskini. Usiadłam na półce skalnej i spojrzałam w dół. Przede mną rozciągała się dolina upstrzona ostrymi kamieniami, a na samym dole płynął górski potok. Zauważyłam kilka łososi skaczących w górę. Przy źródle zauważyłam dwa ciemne kształty. W jednym dostrzegłam niebieskie plamy, zaś drugi był biszkoptowo-czarny. Coś mi w tym nie pasowało, ale wróciłam do jaskini i zagadnęłam moją siostrę:
-Amber, wiesz gdzie są może rodzice?
-Eee... Nie widziałam ich od wczorajszego wieczora-zaśmiała się i kontynuowała zabawę z basiorami.
~No pięknie~pomyślałam i wypadłam z jaskini jak oszalała. Zbiegłam stromą i nieużywaną już kamienną ścieżką w dół zbocza. Gdy dobiegłam do martwych ciał zobaczyłam zimne i nierozumne pyski rodziców.
-Nie, nie, nie!-wrzasnęłam łamiącym się głosem. Upadłam, przy okazji raniąc sobie brzuch, na ostre skałki. Łapy miałam umazane krwią i błotem. Po chwili łkania, zaciągnęłam ciała Alf do jaskini. Gdy doszłam do groty i wniosłam do niej zwłoki, wszyscy umilkli. Bety i Amber zastygli nieprzytomnie się patrząc na mnie, Sasha uniosła znad książki wzrok, a przeczesująca pazurami włosy, Glimmer utknęła z łapą w grzywce. Amber podniosła się z ziemi i podeszła do mnie. Spojrzała mi w oczy, a po chwili usłyszałam w głowie głos niosący za sobą echo:
~Nie żyją?
~Nie~odpowiedziałam również w myślach.
Wadera spuściła smutno łeb, a ja tymczasem pokierowałam wzrok na dwóch samców. Basiory spojrzeli po sobie, po czym też spuścili głowy. Przeniosłam wzrok na Sashę, a ona zamknęła książkę, co zdarzało się naprawdę rzadko. Glimmer wyjęła łapę z grzywki i wpatrywała się w martwe ciała. Wkrótce przyszli inni. Bety, Gammy, Delty, a potem Omegi. Wyprawiliśmy uroczysty pogrzeb Alfom, po czym rozeszliśmy się w swoje strony. Tej nocy dręczyły mnie koszmary. Obok mnie spała Amber, ale też jęczała i przebierała łapami. Złe sny powracały przez kilka dni, zanim zebrałam wilki i wyruszyliśmy z rodzinnych gór. Wybrałam drogę na południe.
-Chyba sobie żartujecie!-krzyknęła matka Glimmer.-2 letnia wadera ma nas uratować?!
-Spokojnie, Ripple-powiedziałam spokojnie.-Może nie jestem zbyt dorosła, ale mam dość duży mózg.
5 letnia samica prychnęła z pogardą i się odwróciła.
-Glimmer, idziemy!-warknęła i ruszyła.
-Przepraszam Arya-szepnęła wadera i poszła za swoją matką. Usłyszałam kilka odgłosów, po czym grupa zniesmaczonych wilków odeszła. Stałam na wzniesieniu ze spokojną, wytrwałą miną. Przede mną zostało niewiele wilków: Amber, Blood i Swift, Sasha, nasza nieco starsza szamanka i kilka Omeg.
-A więc...-przemówiłam-... Wielu pobratymców odeszło od nas, ale wy zostaliście. Niech Alfy mają nas w opiece. Ruszamy na południe. Prawdopodobnie niedaleko czyhają istoty, które mordują inne istoty. Nie są to pumy czy niedźwiedzie, ale potwory. W celu ucieczki przed nimi, zmierzamy na południe. Nie przedłużam mojej przemowy, ponieważ nie wiadomo kiedy istoty zaatakują ponownie.
Zawyłam, a inni dołączyli do mnie. Zeskoczyłam ze skały i ruszyłam biegiem w stronę lasu sosnowego. Wymijałam drzewa z niezwykłą prędkością, przy okazji brudząc się błotem. Po kilku minutach okropnego biegu, byłam cała ubrudzona. Gdy już wychodziliśmy z lasu, uśmiech pojawił się na naszych pyskach. Właśnie wtedy nasz optymizm zginął. Z lewej jak i prawej strony wyskoczyły zgraje kojotów. Przyjęłam postawę bojową, po czym wywinęłam wargi odsłaniając kły, a zarazem jeżąc sierść na karku. Miałam dość, albo teraz zginę, albo przetrwam. Wiedziałam tylko jedno:
~Muszę uratować watahę~odbijało mi się w głowie. Zwierze się na mnie rzuciły i gryzły w każdą możliwą część ciała. Pomogli mi Swift i Blood. Do walki dołączyły Omegi, a Amber broniła kruchej szamanki. Sashy nie zobaczyłam. Gdy wreszcie skończyliśmy, zauważyłam dwa martwe ciała. Młody samiec, oraz Sasha. Zawyłam w geście hołdu, po czym ruszyłam dalej. Byłam ubrudzona krwią, oraz błotem na pysku, łapach i każdej innej części ciała. Na żebrach miałam 3 głębokie rany zadane pazurami, a także przeorany lewy bok pyska. Kulałam na prawą tylną nogę, ponieważ jeden z kojotów ugryzł mnie dosyć mocno w udo. Zwolniłam trochę, ale uparcie podążałam na południe. Po kilkunastu minutach, moja psychika załamała się jeszcze bardziej. Przy zwłokach jelenia, na tylnych łapach stał olbrzymi niedźwiedź grizzly.
-O nie-szepnęłam. Mały szczeniak jednej z Omeg, ponieważ rodzice nie mieli nic przeciwko rozmnażaniu się Omeg, podszedł do martwego ciała. Rzuciłam się ku niemu, osłaniając go przed wielkimi łapami istoty. Ból przeszył mi tylną nogę, a rana zapiekła, jakby ją palili żywym ogniem. Wturlałam się pod opadając nogi zwierza, złapałam szczeniaka w zęby, po czym wyszłam z drugiej strony. Pobiegłam i odniosłam dziecko do matki, która mnie gorąco przepraszała. Machnęłam lekceważąco łapą i pobiegłam do wściekłego niedźwiedzia. Użyłam swojej mocy telekinezy i podniosłam ogromny głaz. Cały czas obserwowałam kamień, a potem przywaliłam nim w łeb zwierzęcia.
-Szybko, niedługo się obudzi-powiedziałam i ruszyłam czym prędzej na drugą stronę polany.
-Arya, twoja noga-jęknęła Amber upaprana krwią kojotów.
-Tobie o mało co tamte zwierzęta nie przegryzły tchawicy, ale nie narzekam-warknęłam, nie odwracając się. Przeszliśmy przez łąkę, po czym doszliśmy do rzeki. Była ona szeroka i rwąca.
-I tutaj się rozstaniemy-mruknęłam. Wszyscy się na mnie spojrzeli, a potem na szamankę.
-A ona?-zdziwił się Blood i wskazał na starszą waderę.
-Wskakuj-uśmiechnęłam się i schyliłam, by wilczyca mogła wejść mi na grzbiet. Staruszka rozpromieniła się i skoczyła na mnie. Uniosłam ją bez trudu, była dość krucha i szczupła. Zanurkowałam w wodzie, a za mną wskoczyli Blood i Swift z Amber na grzbiecie, bo wadera panicznie bała się wody. Przepłynęliśmy i wyszliśmy na brzeg, uśmiechnięta szamanka przytuliła mnie i usiadła. Otrzepałam się z wody, a samce powtórzyli czynność. Wtedy zobaczyłam, że Omegi z synem nie ma. Spojrzałam na wodę i zobaczyłam próbującą się wynurzyć waderą ze szczeniakiem w szczękach. Wskoczyłam do wody z pomocą, ale Blood i Swift mnie natychmiast złapali za skórę na karku i wyciągnęli.
-Arya, nie pomożesz jej, jest za daleko, a ty jesteś zbyt osłabiona-odezwała się Amber.
-Puśćcie mnie!-wrzasnęłam łamiącym się głosem i zaczęłam się wyrywać basiorom.-Muszę jej pomóc!
Wkrótce samica zniknęła w odmętach wody razem z synem, a Bety mnie puściły. Patrzyłam nieprzytomnie w odpływające ciała wilków. Wygłosiłam krótką mowę, po czym wszyscy się rozstaliśmy. Amber ruszyła dalej na południe, szamanka została, Blood powędrował na zachód, zaś Swift na wschód. A ja sama przepłynęłam ponownie rzekę i wróciłam w góry. Przebyłam się obok nieprzytomnego grizzly, przebiegłam przez sosnowy las i wróciłam w góry. To co tam zobaczyłam, kompletnie mnie zatkało. Czarne wilki były wszędzie i śmiały się wniebogłosy. Ich żółte ślepia skierowały się na mnie, a ja przybrałam dumną postawę. Zaczęły się uciszać i syczeć. Jeden z nich, dosłownie spłynął po kamiennej ścieżce. Gdy do mnie podszedł ogarnęło mnie zimno.
-Coś ty za jedna?-syknął podejrzliwie.
-Jestem kimś-warknęłam.-Myślisz, że Ci powiem?
-W sensie?-mruknął.
-Jedna z Was. Wilków Cienia-przewróciłam oczami. Widmo zawyło, a wtedy pojawiła się cała zgraja. Od stóp do głów przeszywało mnie okropne zimno.
-A więc jesteś Wilkiem Cienia?-syknął jeden z nich.
-Tak-wypięłam pierś.
-To czemu jesteś... Taka?-mruknął drugi.
-Odzyskałam ciało. Pokonałam wiele innych osobników-uśmiechnęłam się chytrze.
-A więc... Witaj w stadzie!-ucieszył się trzeci głos i zaśmiał się piskliwie. Uśmiechnęłam się szyderczo i zaczęłam stąpać po kamiennej ścieżce prowadzącej do góry. Usiadłam pośród widm, które po chwili zalepiły moje rany.
~Głupie zwierze~zaśmiałam się w myślach.
*Kilka miesięcy później*
Żyło mi się wspaniale. Widma wierzyły w każdą bujdę, którą im wpajałam. Tak więc w 3 roku swojego życia zostałam ich Alfą. Tego dnia, akurat poszłam na polowanie. Na barku miałam przypięty łuk oraz kołczan ze strzałami. Na polanie dostrzegłam kilka jeleni. Skryłam się w krzakach, wzięłam łuk w zęby, założyłam strzałę i naciągnęłam cięciwę i wystrzeliłam. Grot strzały przebił szyję zwierzęcia i wyszła na drugą stronę. Jeleń upadł na ziemię, a inne pouciekały. Podeszłam do zwłok, wyjęłam strzałę i zaciągnęłam jelenia w góry. W międzyczasie dolałam tam trochę bardzo ciekawej mikstury. Wszystkie widma rzuciły się na jelenia nie myśląc o niczym. Chwilę potem wiły się w spazmach, aż wyparowały. Zadowolona wyrzuciłam jelenia w przepaść, a sama poszłam rozprawić się z osobnikami wyższych rang, które takie głupie już nie były. Groty strzał owinęłam włosem jednorożca. Wtedy weszłam pewna siebie do jaskini Gamm i Delt. Wycelowałam strzały w przerażone wilki, które po chwili zniknęły. Odważnie zmierzałam w stronę Bet, gdy coś rzuciło się na mnie od tyłu. Przygniotło mnie do ziemi, a moje ciało przeszyło zimno.
-Taka z Ciebie Alfa?-syknął i przekręcił głowę.-Twoje rządy się zaraz skończą!
Poczułam ból na tylnej nodze, a dokładniej na udzie. Ból również potoczył się po pasmach żeber, a także na lewej części pyska. Rany sprzed roku powróciły. Tylko, że był o wiele mocniejszy. Prędko wyszukałam strzały z włosem i wbiłam ją w głowę zwierzęcia. Przerażona spojrzałam na rany. Były, jakby dopiero co zrobione. Sierść nasiąknęła krwią, a ja sama zaczęłam zmierzać w dół zbocza. Wiedziałam, że tu pomocy nie znajdę...
*3 lata później*
Weszłam do niezwykle pięknego lasu. W oddali dostrzegłam grupkę wilków. Zaciekawiona poszłam w ich stronę. Skryłam się w krzakach i nasłuchiwałam. Rozmowa nie była zbyt ciekawa. Wtedy wyskoczyłam z krzaków. Przestraszeni odskoczyli. Nie dziwię im się. Brudna wadera z bliznami, wyrasta im jak z pod ziemi i co? Był tam wilk ze skrzydłami, dosyć ,,dziwny wilk" oraz biały basior.
-Kim jesteście?-warknęłam i zjeżyłam się.

Azazel/Xen/Tye?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz