wtorek, 8 lipca 2014

od Shinai ,,Świat smoków"

Obudzona przez pierwsze promienie słoneczne, zeszłam z drzewa, na którym spałam. Była mniej, więcej szósta rano. Rozejrzałam się wokoło. Było gorąco. Postanowiłam się schłodzić. Ruszyłam łąką w stronę kanionu. Na dnie, było nieskazitelnie czyste jezioro. Bez ryb, bez glonów, bez hałasu. Czyli coś, co kocham najbardziej. Wyczarowałam skrzydła i po paru minutach byłam już na miejscu. Pływałam blisko brzegu, jezioro było niesamowicie głębokie. Zanurkowałam. W oddali, pod wodą, coś błyszczało. Postanowiłam to sprawdzić. Wzięłam głęboki wdech i... zaczęła się walka z czasem. Dopłynęłam. To "coś" okazało się skrzynią, oświetlaną przez światło słoneczne. Otworzyłam ją. W środku był złoty talizman i jakaś dziwna rzecz. Złapałam oba przedmioty. Spojrzałam do góry. Aby wypłynąć tą samą drogą, jaką tutaj dotarłam, musiałabym móc oddychać pod wodą, a nie potrafię. Pomyślałam, że coś musiało oświetlać skrzynię, czyli tam jest tlen.
Droga mogła być dłuższa, jednak zaryzykowałam. I... bardzo dobrze, że tak zrobiłam. Było krócej. Nadal nie wiem, jak tam tak długo, pod tą wodą wytrzymałam. Zakaszlałam, gdy tylko wyczołgałam się na brzeg. Spojrzałam na tajemniczy przedmiot. Była to mikstura z dziwnym płynem w środku. Otworzyłam pojemnik:




Powąchałam. Czułam trzy, bardzo rzadkie zioła: Nevelenesis, Rossinoloce i najrzadszy - Shirone. Wartość tej mikstury wynosiłaby około 3.000.000.000 monet. Oczywiście w najlepszym wypadku. Krzyknęłam z radości. Po chwili jednak nabrałam podejrzeń. Co, wielkiej wartości przedmiot robi na dnie jeziora, w kanionie, do którego nikt nie wchodzi? Nagle, znikąd pojawił się wielki smok. Był praktycznie cały biały. Tylko łapy, końcówka ogona, początki skrzydeł i wielkie rogi były czarne. Na środku głowy miał księżyc, który świecił teraz jasno. Masywny stwór patrzył na mnie niebieskimi oczyma. Po chwili odezwał się:
- Co tu robisz, wilku? Jak tu weszłaś? Kim jesteś?
- Shinai - mruknęłam cicho - Wpłynęłam tu, bo tak mi się chciało.
- Niemożliwe! Wchodzą tu tylko... Oh, wybacz. Witaj w Ashinori, mieście smoków. Jestem Ashinron, założyciel tego miasta. - przedstawił się - Co tam u Twojego męża?
- Co? - warknęłam - Ja nie mam męża...
- Hah, dowcipna jesteś. A teraz wejdź - rzekł i ogonem uderzył w ścianę, która przesunęła się w prawo. Weszliśmy do korytarza, wydrążonego w ziemi i kamieniu. Smok oświetlał nam drogę, gdyż tamta ściana usypała się na nowo.
Szliśmy i szliśmy. Raz pod górkę, a raz w dół. Aż wreszcie, dotarliśmy do starożytnego miasta.

 

Wszystko było 1000 razy większe niż normalnie.
- Stań się sobą i leć wysoko jak smok! - krzyknął. W mgnieniu oka przybrałam postać demona. Polecieliśmy do zamku. Wiele gadów spoglądało na mnie i uśmiechało się. Wreszcie dotarliśmy do pałacu, gdzie zobaczyłam inne smoczyska. Wszyscy, gdy tylko weszłam, zamilkli.
- To ona, tak? - spytał jeden.
- Oczywiście, nie widzisz? - warknął inny.
- Jak się nazywa? - spytał najstarszy.
- Shinai. Tak, jak w przepowiedni. - odparł Ashinron.
- A więc zacznijmy zabawę. Trzeba uczcić jej przybycie!
Zabawa była przednia. Smoki pozmieniały się w postacie ludzko podobne, aby wyglądać podobnie jak ja. Piliśmy wino, piwa i rum. Aż wreszcie padłam, z nadmiaru alkoholu o zasnęłam.
Obudziłam się w komnacie. Była piękna. Ściany były w tle białe, a na nich widniały malunki pnączy i liści. Podłoga była jasnozielona. Cały pokój to wielka i obszerna sypialnia, z elementami dekoracyjnymi. Do pomieszczenia przyszła pokojówka i podała mi niesamowicie pyszne dania. To właśnie było śniadanie. Ubrano mnie w białą, lekką i zwiewną suknię, co przy czarnych włosach wyglądało przepięknie. Zrobiono mi warkocza, po czym kobieta odczytała dzisiejszy plan dnia. Mimo, iż dobrze mi tu było, chciałam wrócić do domu. Tylko po co...? Tam i tak nikt za mną nie tęskni. Po co komu cicha osoba z humorkami i charakterkiem? Tam dzień był jak każdy inny, a tu dni są wyjątkowe. Postanowiłam jednak wypytać Ashinron'a o tą przepowiednie. Odpowiedź otrzymałam " Pewnego dnia, przybędzie kobieta imieniem Shinai. Będzie mogła zmienić się w postać ludzko podobną, demona, anioła, wilka, a nawet w smoka. Ona wprowadzi pokój, między klanem smoków Atellana, a klanem naszym - Ashinori. Co ważniejsze, zrobi to pokojowo, bez wojny."
Padłam na swoje łóżko.
- Panienko, za dwadzieścia minut będzie obiad, potem pertraktacje z klanem Atellana. - powiedziała moja osobista pokojówka. Nazywała się Nanashi. Była moją przyjaciółką, nie traktowałam jej jak "zabawkę, którą można pomiatać. Poszłam na obiad.
Na obiedzie było wszystko. Od dań mięsnych, po wegetariańskie. Najbardziej smakowała mi kuchnia smocza. Pycha. Po jedzeniu, wróciłam do swojej komnaty. Tam przyodziana zostałam w piękną suknię. Włosy były rozpuszczone. Zabrałam ze sobą talizman i eliksir. Czułam, że się przyda. Polecieliśmy do innego zamku. Tam, czekały na nas nie postacie ludzko podobne, ale demony.
- A więc zacznijmy - powiedział jeden. Przypominał mi mojego wroga, ale nic nie mówiłam.
- Nasze miasta od dawna chowają do siebie urazę. Za co? Jesteśmy kompletnie inni niż oni. Chcemy czegoś innego.
- A czego chcecie? - spytałam, przerywając mu.
- Chcemy nocy.
- Co? - niedowidziałam - Nie macie tu nocy?
- Nie. - odparł - Nigdy nie było nocy.
Spojrzałam na swój talizman. Był to złoty łańcuszek, na którym zaczepiony był... No właśnie, księżyc!
- Niech przedstawiciel waszego miasta, założy ten naszyjnik, a będzie mieli wieczną noc.
- Chcemy jeszcze pojednania. Ty, masz zmienić się w smoka. Wtedy uwierzymy, że macie chęci do pojednania. - zmienili się w czarne smoki. Ich skrzydła były jak wszechświat, księżyc, noc. Tylko, był mały problem. Nigdy nie zmieniałam się w smoka, a jeśli się zmienię w takiego, który się im nie spodoba. Wzięłam łyk mikstury, którą przyniosłam ze sobą. Od razu stałam się czarnym jak smoła smokiem. Moje skrzydła jak koniec, kres, niekończąca się niedola. Na czole widniał znak księżyca, a na szyi miałam naszyjnik z krzyżem. Oczy posiadałam czarne i głębokie. To wyraźnie zrobiło na nich wrażenie.
- A teraz? - mruknęłam. Mój głoś był głęboki i kobiecy, jak przystało na dostojną smoczycę. W sali zapadła cisza. Byłam pewna siebie i zdeterminowana. Wiedzieli, że ze mną nie wygrają.
- Dobrze, niech nastanie pokój. - mruknął jeden.
- Lico... - urwał - Ej! Nie tego chciałeś - warknął inny. Zrobiłam trzy kroki do tyłu, lecz warknęłam:
- Pokój ustanowiony! Ten, komu się nie podobna niech powie mi to wprost!
Cały czas obserwowałam smoka, do którego zwrócili się "Lico..." i nie dokończyli. To zapewne zbieg okoliczności, ale... Wróciłam do zamku, gdzie czekali na mnie moi poddani, Nanashi, Ashinron.... Wszyscy byli bardzo weseli i szczęśliwi. Po tygodniu oznajmiłam, że wracam do siebie. Próbowali mnie zatrzymać, ale uparłam się. Obiecałam, że będę ich odwiedzać co jakiś czas, po czym odleciałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz