Przyjrzałam się basiorowi. Na serio nie wyglądał zbyt przyjemnie. Ale przecież nie ocenia się książki po okładce.
- Annayia - odparłam - proszę pana. A pan mi zdradzi swoje imię?
- Marilyn - uśmiechnął się, podchodząc bliżej.
"Niezablisko!" - uświadomiłam go. Gdybym wypowiedziała to na głos, dziwnie by to zabrzmiało. Wilk przystanął. Najwyraźniej zrozumiał, o co mi chodzi.
- Marilyn? - zdziwiłam się lekko. - To...
- Tak, wiem co chcesz powiedzieć - mruknął ponuro. - Nie moja wina.
Nie odpowiedziałam. Zagryzłam tylko dolną wargę, wiedząc, że powiedziałam coś nietaktownego. Ale nie mogę się tak przed nim gorzyć.
- Znasz drogę do watahy? - zapytałam.
- Owszem - odparł zdawkowo.
- Może byśmy wrócili. Nie bardzo wiem, gdzie jestem. - Rozejrzałam się niepewnie.
Basior kiwnął głową i ruszył w stronę wyjścia z lasu. Poszłam za nim.
Nagle do moich uszu dotarł dźwięk szczekania psów. Szlag. Odnalazły mnie.
~
Za nami pojawiło się sześć dzikich psów. Od razu je poznałam. To te, które mnie goniły. Obnażały kły i warczały wściekle.
<Marilyn? Zechcesz dokończyć?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz