- Kobieto, leć! Przecież masz miejsce! - wołał kruk. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że to Marilyn. Spojrzałam w prawo, a potem w lewo. Faktycznie, miałam już dużo miejsca, żeby odlecieć. Ale jestem głupia... Przyśpieszyłam, na ile mogłam i odepchnęłam się od ziemi. Zamachnęłam się kilka razy skrzydłami i w dwie sekundy byłam już dziesięć metrów nad ziemią. Obok mnie leciał Marilyn-kruk. Psy zostały w dole. Teraz już nie mają szans, by mnie złapać.
Odszukałam wzrokiem watahę. Z góry wszystko było widać. Wilki leżały na polanie i wygrzewały się w letnim słońcu.
- Marilyn! - zawołałam, chcąc przekrzyczeć wiatr. - Wataha jest tam! - Wskazałam łapą na polanę. Samiec kiwnął łebkiem.
Marilyn?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz