Spojrzałem na nią nieco pobłażliwie.
- Pani Beatrice... Pan Azazel nie zamierza się nad panią pastwić. W żadnym wypadku. Pan Azazel chciałby jakoś nawiązać wspólny język z panią - uśmiechnąłem się. Tym razem szczerze.
- To pan Azazel raczej się rozczaruje - odparła sucho wadera. Wyminęła mnie i ruszyła swoją drogą.
- Przykro mi z tego powodu - westchnąłem, patrząc na nią od tyłu. - Naprawdę myślałem, że mógłbym cię przekonać.
Wymownie spojrzałem w niebo. Było dziś szare i ponure. Na moje uszy spadło kilka kropel deszczu. Potrząsnąłem nimi, żeby strząchnąć z nich wodę. Kolejna kropla spadła tym razem na mój kościsty pysk.
Spojrzałem tam, gdzie spodziewałem się zobaczyć Beatrice. Ale jej nie było. Zostawiła tylko błotniste odciski łap na mokrej ziemi. Przekrzywiłem łeb, jak to często robię, powolnym krokiem ruszyłem za nią. Może się nie obrazi, jak jeszcze dotrzymam jej towarzystwa.
Beatrice? Brak weny :/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz